Czy Skyway jest nas w stanie jeszcze czymś zaskoczyć?
Po skończeniu w 1952 roku Liceum Pedagogicznego w Toruniu odbył obowiązkową służbę wojskową. Gdy ją skończył rozpoczął pracę w Domu Dziecka.
- Młodych nauczycieli kierowano właśnie do Domów Dziecka, bo nie było komu się opiekować sierotami, których po wojnie było dużo - wspomina pan Alojzy. - Nie byliśmy przygotowani do takiej pracy, trzeba było być ojcem, starszym bratem, a my nie mieliśmy odpowiedniego wykształcenia. Ale jakoś dawaliśmy sobie radę.
Niedoszły rusycysta
W tym czasie ktoś z władz oświatowych doszedł do wniosku, że Alojzy Kowalski będzie dobrym rusycystą i wysłano go na kurs nauczycielski do Szczecina. Tam jednak groźnie zachorował na grypę i ostatecznie nic z tych planów nic nie wyszło. Po wyleczeniu trafił do szkoły w Młyńcu, gdzie bardzo szybko dał się poznać jako dobry menedżer i... poznał przyszłą żonę, z którą jest do dzisiaj. Miał zaledwie 25 lat, gdy przyjechał inspektor i powiedział, że pora objąć samodzielne stanowisko - w oddalonym o niecałe trzy kilometry Józefowie.
- To była szkoła w pokrzywach - przyznaje pan Alojzy. - Zobaczyłem szopę, brakowało prądu i telefonu. Po naradzie z żoną postanowiłem jednak, że przyjmę tę propozycję. Szybko wziąłem się za remont. Z Wydziału Oświaty obiecali mi przewieźć barak z Grębocina, czteroizbowy. W nim powstała nowa szkoła, a dawny budynek szkolny przerobiliśmy na mieszkania.
- Pupa, Cymbalik... To tylko początek! Najdziwniejsze nazwiska w Kujawsko-Pomorskiem!
- A to historia! Ciekawe znalezisko w remontowanej kamienicy na Bydgoskim Przedmieściu
- Prom "Flisak" na razie nie będzie pływał. Stan Wisły jest za niski!
- Czyje zwłoki wyłowiono z Drwęcy pod Toruniem? Śledztwo prokuratury i badania DNA
Niestety, w maju 1959 roku rodzinę Kowalskich dotknęło nieszczęście. Doszczętnie spłonęło ich mieszkanie, podobnie jak innych nauczycieli. Stracili cały dobytek i zostali dosłownie bez dachu nad głową. Władze podjęły decyzję o odbudowie, ale o fachowców było bardzo trudno. Pan Alojzy sam chwytał się za kielnię, układał cegły pod sznur, budował lokum dla swojej rodziny i pozostałych nauczycieli. A szkoła zaczęła się rozwijać. Z sześcioklasowej stała się siedmioklasową. Z inicjatywy żony pana Alojzego Barbary we wsi powstał amatorski teatr, prowadzono kursy doszkalające dla dorosłych i Szkołę Przysposobienia Rolniczego.
Ogrzewanie za czekoladę
Po pięciu latach przyszła kolejna propozycja - objęcia szkoły w Cierpicach.
- Tam były trochę lepsze warunki, szosa blisko, ale ta placówka nie miała szczęścia do kierownictwa - mówi nasz bohater. - Na 1000-lecie państwa budowano w Polsce sześcioizbowe pawilony szkolne, z długim korytarzem. I udało się taki załatwić do Cierpic. Zawiązaliśmy społeczny komitet rozbudowy szkoły. Były kłopoty z ogrzewaniem. Wymyśliliśmy centralne, co przyjęto w kuratorium z powątpiewaniem. "Ani grosza nie dam" - usłyszałem od inspektora. "A czy ja proszę o pieniądze? My już pieniądze mamy" - odpowiedziałem. Załatwiliśmy je z gminy. W kuratorium nie wierzyli, że nam się uda. Ale dopięliśmy swego. Do dziś pamiętam, jak jeździłem do Centrostalu do Bydgoszczy z czekoladami dla pań, żeby dostać niezbędne elementy tego ogrzewania.
Szkoła mogła się poszczycić m. in. dobrą drużyną szczypiornistów, z którymi nie dawali sobie rady rywale z okolicznych wsi. W czynie społecznym wybudowano nawet dla niej asfaltowe boisko.
Polecamy
- Najdroższy dom w Toruniu na sprzedaż. Cudowny widok za 17,5 tys. zł za metr kw.
- "Do pilnowania czereśni zatrudnię" i inne nietypowe prace sezonowe wokół Torunia
- Ale lipa. Drzewa przy toruńskiej al. Jana Pawła II umierają. Rewitalizacja na śmierć?
- Toruń. Psy do adopcji. Te zwierzęta czekają w schronisku na nowy dom [CZERWIEC]
Gdy zaczęły dorastać dzieci państwa Kowalskich - dwie córki i syn, rodzina po 14 latach postanowiła przenieść się do Torunia, by pociechy nie musiały dojeżdżać do szkół średnich. Trochę to trwało. Najpierw pracę dostała żona pana Alojzego, potem on. W 1974 roku trafił do SP nr 23 na Jakubskim, gdy studiował na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi na UMK.
- Przejąłem szkołę po Stefanie Krymskim - wspomina Pan Alojzy. - Byłem zachwycony. On miał wspaniałe pomysły. Szkoła była świetnie urządzona, cuda i niewidy tam były. Wiedziałem, że mam postawioną wysoko poprzeczkę i starałem się temu podołać. Znaleźli się jednak ludzie, którym nie do końca się to spodobało...
Na kolegów z wojska można liczyć
Po przerwie Alojzy Kowalski wrócił do szkolnictwa w 1982 roku. Został wicedyrektorem SP nr 6 przy dzisiejszej ulicy Łąkowej. Tam wsławił się budową sali gimnastycznej.
- Kiedyś przyszli do mnie rodzice i poprosili o to, bym się postarał o powstanie tej sali - kontynuuje nasz rozmówca. - Poszedłem więc do mojego kolegi z wojska, wojewody Trokowskiego i mówię mu - Stachu, potrzebne są pieniądze na salę. A on mi na to, że nie ma. To z kolei ja powiedziałem, że nie przyszedłem tu słuchać tego, że nie ma, tylko że mają być. Na to on, żebym zszedł do wicewojewody i mu wyłuszczył sprawę. Jak do niego dotarłem, to już wiedział, o co chodzi. I pieniądze się znalazły. Były jakieś kłopoty z budową sali w Kowalu i pieniądze przerzucono do nas. Z pomocą rodziców, którzy przygotowali projekt, powstała sala, która potem, jak już mnie nie było w szkole, "pociągnęła" z rozpędu również boisko.
Alojzy Kowalski był już w tym czasie dyrektorem SP nr 24, którym został w 1984 roku. Spędził w niej najwięcej czasu, aż do przejścia na emeryturę w 1998 roku.
Ławki rosły z uczniami
- To była ruina - twierdzi po latach. - Zastałem tam odpadające tynki i kafelki, zawijające się wykładziny i francuzy, które były dosłownie wszędzie, nawet w dzbankach do kawy. Wyremontowanie tej szkoły przyniosło mi wielką satysfakcję, ale największą miałem z tego, że skonstruowałem ławki według mojego projektu dla dzieci z klas 1-3. Stwierdziłem, że sprzątaczki mają kłopot, bo wcześniejsze ławki miały cztery nogi, a jak dodawało się do tego dwa krzesła, to wychodziło 12. Zaprojektowane przeze mnie ławki były połączone z krzesłami, a liczba nóg zmalała do czterech. Do tego były regulowane, dostosowywane do wzrostu dzieci. Śmialiśmy się, że rosną razem z nimi. Dodatkowo wymyśliłem przesuwane tablice - można było ustawić taką w linię, kratkę, pięciolinię lub pustą. Kiedyś przyjechał do Torunia mój kolega ze studiów, też nauczyciel, i jak zobaczył szkołę, to zrobił wielkie oczy.
Po przejściu na emeryturę pan Alojzy był przez cztery lata miejskim radnym. W 2020 roku otrzymał tytuł "Współczesnego torunianina 2020 roku", ale nie przywiązuje do wyróżnień wielkiego znaczenia.
- Dla mnie zawsze największą nagrodą była satysfakcja z tego, co udało się zrobić dla każdej ze szkół, w których pracowałem - twierdzi.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?