Obok skorup i szkieletów, szminki, gwoździe i garnki - to wynik prac archeologicznych za Uniwersamem. Pięć samochodów materiału, który zdaniem konserwatora miał być bezcenny, a dziś nikt go nie chce.
<!** Image 2 align=none alt="Image 180426" sub="Lidia Grzeszkiewicz-Kotlewska plon trzyletniej pracy przy wykopie pod Nowe Centrum Torunia złożyła na dziedzińcu siedziby Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków /fot.: Grzegorz Olkowski">To były największe wykopaliska w historii Torunia. A także, za sprawą zamieszania, którym żyło środowisko polskich archeologów, najdłuższe - prace rozpoczęły się trzy lata temu, jesienią 2008 roku (realnie pracowano przez dziesięć miesięcy).
<!** reklama>Miały zakończyć się ostatecznie przekazaniem znalezionych zabytków 11 października. Zamiast tego doszło do wielkiej awantury.
„Skarby” na podwórku
- Przywiozłam znalezione przedmioty, przechowywane przez rok w moich magazynach, swoimi samochodami - wspomina archeolog Lidia Grzeszkiewicz-Kotlewska, podwykonawca prowadzącej badania firmy AKME z Wrocławia. Zostałam wyproszona z biura Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, stwierdzono, że nie jestem stroną. Od roku wiadomo, co znaleźliśmy, opisaliśmy to w opracowaniu złożonym do biura WKZ w grudniu ubiegłego roku. Jak rozumiem, Muzeum Okręgowe musiało znać jego treść i dlatego odmówiło przyjęcia tych przedmiotów. Nie widząc innego rozwiązania złożyłam wszystko na podwórku siedziby WKZ. Moje samochody zostały zablokowane między innymi przez samochód wojewódzkiego konserwatora, który krzyczał, cytuję: „proszę zabrać te śmieci”. To teraz są to śmieci? A przedtem bezcenne znaleziska z niezwykle cennego stanowiska?
Po co muzeum 53 szkielety?
Dlaczego Muzeum Okręgowe zbioru znalezisk nie chce? - Przejęcie tego to nasza rola, nie uchylamy się od niej - przyznaje Marek Rubnikowicz, dyrektor muzeum. - Ale od roku wnosimy o dokonanie selekcji. Po co nam np. 53 szkielety? O jakichś XX-wiecznych przedmiotach nie wspomnę. My selekcji zrobić nie możemy, bo WKZ wydał w depozyt całość jako zbiór.
Nie zrobi tego także AKME. - Od początku mówiliśmy, że mamy do czynienia z zabytkami na wtórnym złożu, tzn. przemieszanymi, często z przedmiotami bez wartości historycznej - przypomina Aleksander Limisiewicz, prezes AKME. - Jednak WKZ nakazywał swymi pismami, by brać wszystko, bo to niezwykle cenne, jego zdaniem, stanowisko.
Innego zdania jest dziś wojewódzki konserwator Sambor Gawiński. - Selekcji materiału dokonuje na stanowisku archeolog. Muzeum wiedziało, ile tego będzie, powinno być przygotowane. Jednak odmówiło przyjęcia, więc obecne zamieszanie to jego wina.
- Jeszcze raz powtarzam - wtrąca Aleksander Limisiewicz - WKZ wydawał takie decyzje, które obligowały nas do zbierania wszystkiego, by nie być oskarżonym o niszczenie zabytków.
- Teraz się do tego przyznam, wbrew nakazowi WKZ nie zbierałam prezerwatyw znajdowanych nawet cztery metry pod ziemią - dorzuca Grzeszkiewicz-Kotlewska.
Zebrany materiał został przez inwestora Nowego Centrum Torunia, Irlandzką grupę Inwestycyjną zabezpieczony. Nie wiadomo, jaki będzie jego los. Do czasu przekazania zabytków, czy też w wielu przypadkach „zabytków” z przymrużeniem oka, wykopaliska oficjalnie się nie zakończyły.
Błędne koło
Kto jest winny kolejnego zamieszania?
Zdaniem konserwatora - muzeum i archeolodzy. Zdaniem Grzeszkiewcz-Kotlewskiej, AKME i muzeum - konserwator. Zdaniem inwestora, Irlandziej Grupy Inwestycyjne - muzeum i miasto, które według przedstawicielki Irlandczyków, Doroty Służewskiej, źle traktuje inwestorów. Ogólnie, błędne koło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?