MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dobrze jest mieć co wspominać [ALBUM RODZINNY]

Barbara Skopińska
Ludwika i Władysław Skopińscy, teściowie pani Barbary, którzy w roku 1947 obchodzili swoje srebrne gody
Ludwika i Władysław Skopińscy, teściowie pani Barbary, którzy w roku 1947 obchodzili swoje srebrne gody Nadesłana
Rodzinne historie dedykowane teściom: Ludwice i Władysławowi Skopińskim oraz rodzicom: Helenie i Antoniemu Poznańskim.

Ostatnio przez dwa tygodnie przebywałam w szpitalu w Toruniu, w którym, można powiedzieć, mam nawet swoje miejsce, swój pokoik. Za każdym razem, a dzieje się to stosunkowo często, dla podreperowania swojego kolana i nogi przyjeżdżam do Torunia na rehabilitację.

Kiedy człowiek leży w łóżku i przebywa w otoczeniu chorych, siłą rzeczy wraca wspomnieniami do lat, kiedy był młody, sprawny i szczęśliwy. W takich momentach moje myśli często biegną do rodziców, a także teściów.

Ktoś bardzo bliski i ważny

Moi teściowe, Ludwika i Władysław Skopińscy, chociaż nigdy ich tak nie nazywałam, bo byli dla mnie kimś znacznie bliższym, prowadzili zakład krawiecki w Grudziądzu przy ulicy Groblowej nr 3.

Zobacz także: Barbórka w Toruniu

W 1928 roku reklamowali się w następujący sposób: „Firma kieruje się amerykańską zasadą, że tylko dobry towar jest tani, a najdroższa jest tandeta. Zakład posiada dział miarowy, zatrudniając pierwszorzędne siły krawieckie. Specjalnością zakładu jest dział wojskowy, w którym to dziale jest bezkonkurencyjny, dlatego firma liczy w szeregach swoich klientów cywilnych bardzo dużo wojskowych, którzy zaspokajają tu swoje potrzeby odzieżowe”.

Takie całostronicowe ogłoszenie ukazało się na 10-lecie towarzystw kupieckich. W innym ogłoszeniu można przeczytać, że „właściciel zakładu odbywał praktykę w pierwszorzędnych zakładach w Bydgoszczy, Poznaniu i Gdańsku, gdzie nabył dużo doświadczenia fachowego”.

Rodzice męża przeżyli największą tragedię, jaka może spotkać ojca i matkę: pochowali swoje dzieci. Najmłodszy ich syn Eugeniusz zmarł na dyfteryt w Wigilię, córka Urszula zmarła podczas wojny na padaczkę, Mirek, uczeń klasy maturalnej, utopił się w morzu podczas wakacji. Z całej czwórki ich dzieci wieku dojrzałego doczekał tylko najstarszy syn Henryk, mój mąż.

40 lat pod jednym dachem

Po ślubie rodzice męża wzięli nas do siebie. W 1952 roku z Torunia przeprowadziłam się - można powiedzieć, że wróciłam - do Grudziądza. W grudziądzkim mieszkaniu teściów przeżyliśmy szczęśliwie ponad czterdzieści lat.

Oni byli bardzo dobrymi ludźmi, skoro tak długo mieszkaliśmy razem pod jednym dachem. Ja z mężem i trójką dzieci plus teściowie, razem siedem osób. Potrafiliśmy się dogadać, unikaliśmy zadrażnień, większych konfliktów, razem było nam bardzo dobrze. Mieszkanie co prawda było obszerne, ale kuchnia niewielka.

Przeczytaj także: Nienawiść do obcokrajowców. Skąd to się bierze?

Teściowa u schyłku swojego życia musiała jeszcze pochować ostatnie swoje dziecko, mojego męża. Przeżyła go o rok. Myślę, że rodzice męża i moi patrzą z góry i się cieszą, że ktoś o nich pamięta i myśli.

Dodam jeszcze, że teść udzielał się społecznie, był członkiem wielu organizacji, m.in. Towarzystwa Kupców Samodzielnych, Powstańców i Wojaków, a także „Sokoła”.

W „Sokole” angażowali się również moi rodzice, Helena i Antoni Poznańscy, którzy przed wojną prowadzili w Grudziądzu sklep rzeźnicki przy ulicy Wybickiego 44.

Ja się w tym domu urodziłam. w 1932 roku. Kiedy miałam roczek, rodzice przeprowadzili się z Grudziądza do Torunia. Początkowo mieli rzeźnicki sklep przy Rynku Nowomiejskim, a potem, już pod koniec życia, przy ulicy Kopernika 31.

Na skrzydłach sokolich

Jak już wspomniałam, moi rodzice oraz teściowe czynnie udzielali się w „Sokole”, towarzystwie patriotyczno-sportowym, gdzie wychowanie młodego pokolenia łączono z popularyzacją, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, zdrowego sportowego stylu życia.

Przed wojną wraz z siostrą Anną, która niestety już też nie żyje - i mamą, oczywiście w sokolim stroju, w kapelusiku z piórkiem, uczestniczyłyśmy w zjeździe stowarzyszenia w Golubiu-Dobrzyniu. Z siostrą należałyśmy do dziecięcej sokolej drużyny. Do dziś pamiętam refren hymnu: „Hej, bracia, kto ptakiem przelecieć chce świat, niech skrzydła sokole od młodych ma lat”.

Mój Boże, co tu mówić o skrzydłach, gdy człowiek się cieszy, kiedy uda mu się postawić nogę i zrobić kilka kroków... Dobrze jest jednak mieć co wspominać.

Przy okazji dziękuję córce Gabrieli i jej mężowi Andrzejowi Neumanowi za zrobienie odbitek zdjęć i ich komputerowe przesłanie do „Nowości”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska