Cztery pokolenia kobiet zatruwają życie sobie i innym. - Czy ktoś zauważy problem, dopiero jak jedna drugiej łeb urwie, a dziecko odnajdzie się w wersalce? - pytają sąsiedzi.
<!** Image 3 align=none alt="Image 192708" sub="Kamienica przy ul. Studziennej. Sąsiedzi krewkich kobiet marzą o spokoju [Fot.: Grzegorz Olkowski]">Pod jednym dachem w kamienicy przy ul. Studziennej mieszkają: 89-letnia Anna, jej córka Elwira po „60”, wnuczka Jolanta po trzydziestce i 14-letnia prawnuczka Daria.
Jedynym mężczyzną, który (jeszcze) wytrzymuje w tym towarzystwie, jest trzyletni Piotruś, syn Jolanty. Reprezentuje kolejne pokolenie wychowujące się wśród krzyków, wulgaryzmów i rękoczynów.<!** reklama>
Nóż, krew, bijatyki
- One awanturują się ze sobą chyba od początku świata. Pamiętamy i tak drastyczne wydarzenia, jak te sprzed około dziesięciu lat, gdy w ruch poszedł nóż. I takie „zwykłe”, jak szarpanina Elwiry z Jolantą na klatce schodowej w niedzielę po Bożym Ciele. Wtedy „tylko” się wydzierały, ciągnęły za włosy i wzajemnie obijały o ściany - opowiadają sąsiedzi z kamienicy.
Przy takich okazjach tradycyjnie wezwana policja przyjeżdża, poucza i odjeżdża.
- Niestety, te kobiety na mundurowych już się uodporniły. Kiedyś po interwencji chociaż następny dzień były spokojne. Teraz najwyżej kilka godzin - obserwuje pani Małgorzata, współwłaścicielka kamienicy.
Nieraz też już po awanturze przyjeżdżało do krewkich niewiast pogotowie ratunkowe. Raz Jolantę zabrało ze złamanym nosem do zwykłego szpitala, innym razem - do psychiatrycznego.
Oprócz tego, że sąsiedzi mają dość ciągłych hałasów i awantur, to obawiają się też o los dzieci. Swoich i tamtych.
Płacz dziecka za ścianą
- Nasze dzieci nie mogą zasnąć, gdy słychać odgłosy awantur. A słychać dobrze, choć ściany tu są grube - skarży się pani Grażyna, mama sześciolatki.
- Mój synek ma zaledwie cztery lata, a już martwi się o tego trzyletniego Piotrusia. Gdy słyszy wrzaski kobiet, to pyta, co się z nim dzieje - relacjonuje inna sąsiadka, pani Magdalena.
Współwłaścicielka kamienicy pamięta, jak tuż przed interwencją policji Jolanta podrzuciła jej synka.
- Może obawiała się, że zabierze go policja? Nie wiem. Mały cały drżał. Dosłownie się wczepił we mnie i potem nie chciał już puścić - opowiada.
Policja temat zna, sąd też
Ponieważ interwencje policji przestały skutkować, współwłaścicielka kamienicy zawiadomiła sąd. Konkretnie o tym, że w sposób rażący i uporczywy Jolanta narusza spokój i normy porządku domowego (art. 51&1 Kodeksu wykroczeń). Opisała awantury, ślady krwi, pobić oraz podkreśliła, że konieczne były przyjazdy pogotowia.
Efekt? 17 kwietnia br. sąd odmówił wszczęcia postępowania, bo policja nie prowadziła żadnego postępowania w tej sprawie.
Wioletta Dąbrowska, rzecznik KMP w Toruniu przekazuje, że dzielnicowy temat zna. W domu kobiet założono tzw. niebieską kartę. Sytuacja uspokoiła się, gdy Jolanty okresowo nie było w domu. Najwyraźniej jednak obecnie znów trzeba się tym miejscem silniej zainteresować i policja to zrobi. Z pewnością pole do popisu mają tu też służby socjalne i kurator sądowy.
„Nowościom” udało się porozmawiać z Jolantą. Twierdzi, że „ma dość tego piekła i się wyprowadzi”. Sąsiedzi średnio w to wierzą.
PS Imiona krewkich kobiet zostały zmienione.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?