MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Liderzy bez mocy

Piotr Bednarczyk
Paweł Przedpełski jako jedyny nie zawodzi kibiców KS-u w tym sezonie
Paweł Przedpełski jako jedyny nie zawodzi kibiców KS-u w tym sezonie Sławomir Kowalski
Drużyna KS-u Toruń wykonała plan minimum, czyli awansowała do fazy play off, i to na kolejkę przed zakończeniem fazy zasadniczej PGE Ekstraligi.

[break]
Prawdopodobnie dziś lub jutro Komisja Antydopingowa przekaże oficjalne informacje o używaniu niedozwolonych środków przez Aleksandra Łoktajewa, co spowoduje weryfikację wyniku meczu KS Toruń - Spar Falubaz Zielona Góra. To oznaczać będzie, że Anioły formalnie będą już mieć zapewniony start w fazie play off.

Obiecujący skład

Czy jednak zespół KS-u może uznać fazę zasadniczą za w pełni udaną? Tu można mieć wątpliwości.
Gdy przed sezonem menedżer Jacek Gajewski przedstawiał skład swojej ekipy, można było mieć spore nadzieje na dobre wyniki. Zespół wydawał się być kompletny, składał się z ambitnie i skutecznie jeżdżących dotąd zawodników i - co też ważne - dobrze dobranych pod względem charakterologicznym. Liderem miał być Grigorij Łaguta, którego umiejętności nie sposób było podważać. Chris Holder miał po przepracowanym okresie zimowym wrócić do dyspozycji z 2012 roku. Nieco więcej znaków zapytania było przy postawie Jasona Doyle’a, który debiutował w ekstralidze w wieku 29 lat, ale wyniki, jakie osiągał w 2014 roku były naprawdę obiecujące. Do tego doszli sprawdzony w Toruniu Adrian Miedziński, mający za sobą udany sezon w Unii Tarnów Kacper Gomólski oraz - teoretycznie - najsilniejszy duet juniorski w Polsce: Paweł Przedpełski - Oskar Fajfer.
Z 13 rozegranych dotąd spotkań w pełni zadowolonym można być jednak tylko z czterech: obu ze Stalą Gorzów, w Lesznie i u siebie z MRGARDEN-em GKM-em Grudziądz. Przy czym tego ostatniego wysoko pokonywali u siebie wszyscy.
Poza „wyskokami” w Gorzowie i Lesznie na wyjazdach podopieczni Jacka Gajewskiego spisywali się słabo. Bez dyskusji przegrali w Tarnowie, Wrocławiu, Rzeszowie i Grudziądzu, a w kuriozalnym spotkaniu w Zielonej Górze, w którym obie ekipy pojechały w mocno osłabionych składach, ulegli różnicą czterech punktów.
U siebie męczyli się z Betardem Spartą (tylko remis na inaugurację), PGE Stalą (48:42), zdziesiątkowanym Falubazem (na torze wynik 46:43, po weryfikacji będzie 46:39) i Unią Leszno (porażka 44:46).
Na pewno można było liczyć na lepszą postawę liderów, którzy - jako jedni z nielicznych - nie mieli w tym sezonie kłopotów z kontuzjami. Ale trudno ich w ogóle w tym sezonie nazwać liderami. Łaguta ma obecnie 14. średnią biegową w ekstralidze, Doyle 17., a Holder 21. Nie są to zawodnicy, na których można byłoby w ciemno postawić w decydujących momentach meczu. Wręcz przeciwnie - to przeważnie u rywali znajdował się ktoś, kto był poza zasięgiem naszych asów.

Bezradne asy

O ile robili to Jarosław Hampel (15 pkt w Zielonej Górze), Greg Hancock (16+1 w sześciu startach w Toruniu), Martin Vaculik (15 w Tarnowie), Piotr Protasiewicz (18 pkt w siedmiu startach w Toruniu), choć nie powinno się to zdarzyć, można to jeszcze zrozumieć. Jak również porażki z utalentowanymi juniorami, Bartoszem Zmarzlikiem (17+1 w sześciu biegach w Gorzowie) lub Piotrem Pawlickim (14+1 w Toruniu). Ale na nosie naszym liderom grali również tacy zawodnicy, jak Michael Jepsen Jensen (i to dwa razy), Ernest Koza, Krystian Pieszczek, Kenni Larsen, Peter Kildemand (dwa razy), czy ostatnio Rafał Okoniewski.

Ward rozdał karty

Na awansie do play off cieniem kładą się również porażki w trzech ostatnich meczach, w Rzeszowie, u siebie z Unią Leszno i w Grudziądzu. Można odnieść wrażenie, że z liderów (zwłaszcza z Jasona Doyle’a) zeszło powietrze w momencie, gdy okazało się, iż nie będzie w Toruniu startował Darcy Ward i nie mają praktycznie konkurencji.
Nawiasem mówiąc - Australijczyk był „rozdającym karty” w tym roku w toruńskiej drużynie. To on prawdopodobnie doniósł Chrisowi Holderowi, z którym długo nasi działacze nie mogli dojść do porozumienia, że widział w Toruniu Grega Hancocka. Jeszcze tego samego dnia Holder zadzwonił do przedstawicieli KS-u i zgodził się na zaproponowane przez nich warunki. Patrząc na dotychczasową zdobycz (Amerykanin wywalczył w tym sezonie 165 punktów, Australijczyk 120, czyli średnio prawie 3,5 pkt mniej w meczu), można dojść do wniosku, że Jankes byłby jednak lepszym wyborem. Zwłaszcza że - jak się później okazało - obecność w drużynie Holdera „zablokowała” powrót Warda, bo ten nie chciał zabierać miejsca w drużynie koledze. A teraz Ward na pewno by się KS-owi przydał.
Niestety, nie można też pochwalić za postawę w rundzie zasadniczej tzw. „drugiej linii”, czyli Adriana Miedzińskiego i Kacpra Gomólskiego. Tego pierwszego trudno zresztą oceniać. Ma najsłabszy sezon od kiedy został seniorem, ale - z drugiej strony - biorąc pod uwagę groźną kontuzję dłoni, jakiej doznał tuż przed pierwszym meczem, trzeba się cieszyć, że w ogóle zdobywa jakieś punkty. Dłoń nie jest bowiem do końca wyleczona, Adriana w trakcie przerwy zimowej czeka jeszcze operacja. Na pewno więcej zaś można było oczekiwać po Gomólskim, choć trzeba przyznać, że nikt nie liczył, iż będzie osiągał dwucyfrowe wyniki.

Przedpełski i... długo nic

Osobna sprawa, to juniorzy. Mieli stanowić najsilniejszy duet w ekstralidze. Jak dotąd Paweł Przedpełski z Oskarem Fajferem zdobyli razem (łącznie z bonusami) 150 punktów. Lepsze są duety Stali Gorzów (Bartosz Zmarzlik i Adrian Cyfer - 202 pkt) oraz Fogo Unii Leszno (Piotr Pawlicki i Bartosz Smektała - 166). I niewiele zmienia fakt, że nasi juniorzy pojechali o jeden mecz mniej (Przedpełski - kontuzja, Fajfer - czerwona kartka). O ile ten pierwszy jest chyba jedynym zawodnikiem KS-u, który dotąd nie zawodzi (i to mimo ogromnego pecha, jakiego ma w tym sezonie), to drugi zamiast się rozwinąć, jeździ gorzej niż rok temu.
Co gorsza - w szkółce nie widać jego następców. KS nie ma w tej chwili zawodnika, który wszedłby do składu i stworzył nadzieję na zdobycie chociaż dwóch-trzech punktów. Powstaje pytanie o przyczyny tego, dlaczego od tylu lat, poza Przedpełskim, który jest talentem - samorodkiem, nie potrafiono wychować dobrego zawodnika? A niektórzy, jak choćby bracia Pulczyńscy czy wspomniany Fajfer, wręcz obniżali loty? Czy przypadkiem tor na Motoarenie nie jest za łatwy do jazdy i treningi niewiele dają? O tym może świadczyć również to, że na naszym obiekcie świetnie czują się drużyny przyjezdne. A nasi zawodnicy, w tym liderzy, na trudniejszych torach, jak choćby w Tarnowie, Wrocławiu i Grudziądzu, czują się kompletnie zagubieni.

Co dalej?

Przed nami faza play off. Z obecną formą trudno liczyć na to, że torunianie coś w niej zwojują. Ale... paradoksalnie nasza drużyna, o ile danego dnia nie zawiódłby żaden z zawodników, może wygrać z każdym przeciwnikiem. Bo na pewno ma potencjał. Tylko czy doczekamy się takiego przełomu w najważniejszym momencie sezonu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska