Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces morderców z ulicy Mickiewicza w Toruniu. Co zeznali świadkowie? Jaki zapadł wyrok?

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Wiktor Florian Bonin, morderca z ulicy Mickiewicza. Fotografia z listu gończego pochodząca ze zbiorów Jacka Dehnela opublikowanych na stronie awers-rewers.pl
Wiktor Florian Bonin, morderca z ulicy Mickiewicza. Fotografia z listu gończego pochodząca ze zbiorów Jacka Dehnela opublikowanych na stronie awers-rewers.pl Ze zbiorów Jacka Dehnela
Pod koniec lipca 1928 roku toruński sąd skazał Adama Szczepańskiego na ciężkie więzienie, zaś Wiktora Bonina, który przed domem przy Mickiewicza 70 zastrzelił swojego krewniaka, na karę śmierci. Bonin jednak spod szubienicy uciekł.

FLESZ - Rachunki za prąd idą w górę

Sprawa morderstwa Antoniego Lewandowskiego - część trzecia. Na początku wybaczcie Państwo odrobinę prywaty. Zasiedziałem się w dawnym Toruniu i weń zapatrzyłem, za rogatkami zaczynam się jednak czuć jak Krzysztof Kolumb, który rusza w nieznane. Tydzień temu szukałem zdjęcia placu Zbożowego w Grudziądzu, gdzie policja zatrzymała mordercę z ul. Mickiewicza. Nie znalazłem go, bo nie wiedziałem, że plac Zbożowy stał się placem 23 stycznia. Dziękuję mojemu tacie za oświecenie.

Po tym porachunku z przeszłością bliższą, możemy wrócić do przeszłości dalszej, czyli do 30 lipca 1928 roku. Tego dnia w Toruniu sądzeni byli: Wiktor Bonin, lat 23, z zawodu zegarmistrz oraz Adam Szczepański, lat 21 - z zawodu piekarz. Pierwszy 2 stycznia 1928 roku przed domem przy Mickiewicza 70 w Toruniu śmiertelnie ranił kaprala Antoniego Lewandowskiego, drugi w tym czasie stał na czatach. Obaj mieli na policji bogatą kartotekę, obu groziła kara śmierci.

Co zrobili policjanci?

Korowód przesłuchiwanych świadków otworzył szofer Siemiński, który w chwili zabójstwa stał przy samochodzie na rogu ulicy. Widział dwóch jegomościów przyczajonych w dwóch różnych bramach i wpatrzonych w drzwi sklepu przy Mickiewicza, z którego wyszedł Lewandowski z narzeczoną. Siemiński, wspólnie z przybyłym na miejsce policjantem ruszył w zakończony sukcesem pościg za Szczepańskim.

Funkcjonariusz - posterunkowy Szkopek - zeznania potwierdził. Dodał też, że o zabójstwie poinformowała go na ulicy jakaś kobieta. Nie był zatem policjantem przysłanym po telefonie Lewandowskiego. Faktycznie, do zabójstwa doszło chwilę po tym, gdy młody lotnik odłożył słuchawkę, mundurowi nie mieli więc szansy, aby zareagować, co zresztą przyznał kolejny przesłuchiwany, starszy przodownik Jeska.

Co zeznała narzeczona zamordowanego?

Podczas przesłuchania najwięcej do powiedzenia miała niewątpliwie narzeczona Antoniego Lewandowskiego Stefania Sternówna. Zeznała, że dzień przed zabójstwem przyjechał do nich brat Lewandowskiego z wiadomością, że Wiktor Bonin chodzi po Grudziądzu odgrażając się, że Lewandowskiego zabije. Jak już wcześniej pisaliśmy, Bonin przyjechał do Torunia i odnalazł swoją przyszłą ofiarę w mieszkaniu Sternów, którym złożył wizytę. Rozmowy Bonina i Lewandowskiego panna Stefania nie słyszała, jednak po wyjściu kuzyna narzeczony był bardzo zdenerwowany, Sternówna zeszła więc razem z nim do sklepu, aby zadzwonił na policję.

"Gdy wyszli ze sklepu, podbiegł po cichu za nimi Bonin, którego wcześniej nie zauważyła i strzelił do narzeczonego z tyłu w głowę tak, że od razu padł na ziemię, a napastnik krzyknął: "Masz!" i uciekł - relacjonowało "Słowo Pomorskie". - Po przeniesieniu do domu jej rodziców, Lewandowski przytomności już nie odzyskał, a w kilka godzin później zmarł w szpitalu".

Co zobaczył właściciel sklepu przy Mickiewicza 70?

Bezpośrednim świadkiem morderstwa był także właściciel sklepu przy Mickiewicza 70.

"Świadek Kerner zeznał, że około godz. 10 rano przyszedł Lewandowski z narzeczoną do jego sklepu i telefonował do policji o przesłanie wywiadowcy, któremu chce udzielić informacyj o przygotowywanym zamachu morderczym na jego osobę - czytamy dalej. - Świadek widział dwóch osobników, którzy stali w pobliskich bramach w drzwiach, przytrzymując je nogą. Świadek wyszedł za Lewandowskim i zobaczył, jak Bonin podbiegł za nim i strzelił w głowę, a później obaj oskarżeni zaczęli uciekać. Świadek puścił się za Boninem, który uciekał w ul. Konopnickiej. Gdy Bonin skierował ku niemu broń, świadek cofnął się. Bonin wymierzył także broń przeciw chłopcu, który biegł za oskarżonym".

Jakie były wyniki sekcji zwłok?

Doktor Jacobson, który udzielił Lewandowskiemu pierwszej pomocy zeznał, że w mieszkaniu Sternów założył mu opatrunek i kazał go przewieźć do szpitala, chociaż zdawał sobie sprawę, że żadna pomoc młodego lotnika już nie uratuje. Lewandowski zmarł w szpitalu wojskowym, sekcję zwłok przeprowadził major Wacław Rymkiewicz.

"Zeznał, że otwór wlotowy był koło ucha, a wylot pod źrenicą oka - informowało "Słowo". - Kula przeszyła czaszkę i naruszyła móżdżek oraz pogruchotała kości. Wiercone rany w głowie są do dwóch dni w 80 procentach śmiertelne i w tym przypadku nie było żadnego ratunku".

Jakiego wyroku domagał si prokurator i jaka była decyzja sądu?

Przesłuchanie świadków zakończyło się o godz. 18. Następnie niemal godzinną mowę wygłosił prokurator Marian Niklewski. Oskarżyciel zażądał dla Wiktora Bonina kary śmierci i pozbawienia na zawsze praw obywatelskich. Karą dla Szczepańskiego miało być dziewięć lat ciężkiego więzienia i utrata praw na dekadę.

Obrońcy odwołali się do humanitarnych uczuć trybunału, decyzję w sprawie wyroku zostawili jednak sądowi. Oskarżeni nie wyrazili skruchy, ale poprosili o niski wymiar kary.

"Sąd po dłuższej naradzie o godz. 21.30 wydał wyrok skazujący Bonina na karę śmierci i stałe pozbawienie praw, a Szczepańskiego na siedem lat ciężkiego więzienia i 10 lat pozbawienia praw - kończył swoją relację sprawozdawca "Słowa Pomorskiego". - Przez cały czas rozprawy galerja była przepełniona publicznością, a w krzesłach widać było wielu młodych pracowników sądownictwa. Zaznaczyć wypada, że gdy wyprowadzano skazanych i gdy ktoś pocieszał Bonina, że istnieje prezydent i jego łaska, tenże odezwał się w słowach obelżywych, a nie dających się powtórzyć".

Co było dalej? Na podwórzu przy Okrąglaku rozpoczęła się budowa szafotu, zaś do podróży na Pomorze zaczął się szykować kat? Tak było pięć lat później, gdy toruński sąd skazał na śmierć zabójcę listonosza z ul. Grudziądzkiej. W sprawie Wiktora Bonina wypadki potoczyły się jednak inaczej. Jego obrońca, aplikant Popiel, odwołał się do Sądu Najwyższego, ten zaś nakazał rozprawę przeprowadzić ponownie. Drugi proces Wiktora Bonina rozpoczął się przed toruńskim Sądem Okręgowym 13 maja 1930 roku. Tym razem trwał dłużej, zaś główną rolę odegrali biegli psychiatrzy. Ich wywody musiały być skomplikowane, ponieważ prasa ich nie relacjonowała, ale przekonujące.

"Sąd o godz. 14 wydał wyrok uniewinniający oskarżonego od zbrodni morderstwa, natomiast uznał go winnym umyślnego zabójstwa popełnionego na osobie Lewandowskiego i za to zasądził do na 15 lat ciężkiego więzienia, zaliczając mu areszt śledczy" - informowało "Słowo Pomorskie" pod koniec maja A. D. 1930.

Co się wydarzyło na stacji w Ostaszewie?

To również nie był koniec sprawy, ponieważ nowy adwokat Wiktora Bonina, mecenas Stanisław Przysiecki, zapowiedział apelację. Słowa dotrzymał, kolejny proces ruszył w styczniu 1931 roku. Tak jak poprzednio, rozprawy odbywały się w toruńskim sądzie dokąd oskarżony był dowożony z więzienia w Grudziądzu. Podczas jednej z tych podroży Bonin uciekł.

"Dnia 14 stycznia w pobliżu stacji Ostaszewo wydarzył się niezwykły wypadek - donosił "Głos Robotnika". - Z rozprawy w Toruniu transportowano więźnia karnego Wiktora Floriana Bonina. Odsiadywał on karę 15 lat w więzieniu w Grudziądzu. Bonina przewieziono na rozprawę do Torunia, a w środę po południu odbywał się powrotny jego transport do Grudziądza. W czasie biegu pociągu Bonin wyskoczył z wagonu, mimo że miał ręce okute w kajdany. Pociąg zatrzymano i wszczęto natychmiastowy pościg. Zmęczony szaleńczym skokiem zbrodniarz nie mógł już rozwinąć szybkości i po krótkiej ucieczce przysiadł wyczerpany z sił na skarpie rowu, wobec czego został przytrzymany. Rzecz szczególna, że przy skoku Bonin nie odniósł większego szwanku i był jeszcze zdolny do ucieczki".

W innych gazetach jest jednak mowa o tym, że Bonin się mocno potłukł. Tak czy inaczej, tu niestety jego ślad się urywa. Mimo poszukiwań nie udało się dowiedzieć, jakie konsekwencje miał dla Bonina skok z pociągu pod Ostaszewem. Nie wiemy również, czym ostatecznie zakończyła się długa batalia sądowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska