Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Ryszard Borowicz we wspomnieniach swojego ucznia

Alicja Cichocka
Alicja Cichocka
Prof. Borowicz znajdował czas dla wielu ludzi, okazywał im dużo zainteresowania i troski o ich sprawy zawodowe i prywatne
Prof. Borowicz znajdował czas dla wielu ludzi, okazywał im dużo zainteresowania i troski o ich sprawy zawodowe i prywatne Jacek Smarz
Rozmowa z profesorem Arkadiuszem Karwackim, przyjacielem zmarłego nagle w ostatni czwartek profesora Ryszarda Borowicza, socjologa edukacji z UMK.

Przypomina Pan sobie ostatnią rozmowę z Profesorem?

[break]
W przeddzień próbował się do mnie dodzwonić. Miałem zajęcia, oddzwoniłem wieczorem. Tydzień się nie odzywałem, chciał wiedzieć co słychać. Pośmialiśmy się na różne tematy, spytałem, co u niego. Odpowiedział w typowy dla siebie sposób, że dobrze, ale nie po to do mnie dzwoni, żeby o sobie rozmawiać. Taki był Ryszard.
Przyjaźnili się Panowie...
Poznaliśmy się czternaście lat temu, gdy byłem na piątym roku socjologii. Pochodzę z Olecka, w którym pracował jako dziekan uczelni, Wszechnicy Mazurskiej. Na tym gruncie się zidentyfikowaliśmy. Mieliśmy podobne zainteresowania naukowe i wspólne także sportowe pasje. Znaliśmy się prywatnie, spotykaliśmy w gronie rodzinnym.
Jak Pan go zapamięta?
Pełnego pasji, energii, kolejnych wyzwań człowieka. Niezwykle aktywnego zawodowo. Udzielał się naukowo, administracyjnie. Od lat był ekspertem Państwowej Komisji Akredytacyjnej, często wyjeżdżał w różne zakątki Polski. Był ciągle zarzucany prośbami o recenzje w przewodach habilitacyjnych i profesorskich. Wysyłał mi projekty recenzji, ucząc przy okazji, na co zwracać uwagę. Chętnie słuchał rad. Miał wiele rozpoczętych prac naukowych, wiele zobowiązań i planów. Emerytura nie była mu dana.
Zmarł na posterunku...
W drodze na zajęcia. Był człowiekiem uniwersytetu. Żył uczelnią. Znakomicie czuł się w tym świecie. Porażające, jak drobiazgowo interesowały go sprawy UMK. Godzinami analizowaliśmy ostatnie reformy funkcjonowania uczelni w zmieniającej się rzeczywistości. Miał przy tym niezwykłą umiejętność trafnej, wnikliwej, a przy tym chłodnej oceny rozmaitych zjawisk zachodzących na uczelni. Zawsze powtarzałem mu, że byłby znakomitym rektorem. Dał się zapamiętać jako świetny dziekan.
Jakim był nauczycielem?
Był człowiekiem dialogu ze studentami. W świecie nauki, przesyconym często podejściem feudalnym, to nie takie oczywiste. Dostrzegał w człowieku potencjał. Studenci wspominają go jako typ idealny opiekuna, który walczył o swojego doktoranta do końca. Dawał dużą dozę swobody, ale gdy trzeba, potrafił się włączyć. Zawsze szukał pomysłów, jak pomóc. Potrafił powiedzieć kilka mocnych słów, ale zawsze robił to z troską o człowieka. Choć nie unikał sporów w kwestiach dla niego ważnych, nigdy nie słyszałem, żeby mówił o ludziach źle. Wymagał od innych i od siebie samego. Gdy na początku semestru ustalał ze studentami zasady, dopuszczał jedną nieobecność. Studenta i swoją na wykładzie.
Duża rolę odegrał też w Pana karierze…
Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć, że doradzi, podpowie. Gdy wchodziłem w nowe projekty naukowe, wiedziałem, że mam za sobą Ryszarda. Gdy pisałem habilitację, dawał cenne rady. Zamiast opowiadania godzinami, dawał kilka precyzyjnych uwag, które potem okazywały się kluczowe. Pokazywał różne opcje, uczył podejmowania celnych wyborów.
Dzieliła Panów ogromna różnica wieku. Jak udało się złapać wspólny język?
Ryszard zajmował się procesami selekcji w edukacji, różnicowaniem szans młodych ludzi w osiąganiu pozycji w społeczeństwie. Eksponował nierówności społeczne, co było bliskie moim zainteresowaniom jako socjologa problemów społecznych i współczesnej polityki społecznej. W naszych relacjach ważna też była wspólna sportowa pasja. Był zapalonym tenisistą, a ja przez wiele lat jego jedynym partnerem tenisowym.
Co piątek podczas meczów koszykówki mieliśmy okazje do rozmów. W tygodniu staraliśmy się umawiać na obiad, aby spokojnie porozmawiać - o pracy, o życiu. Znajdował czas dla wielu ludzi, okazywał im dużo zainteresowania i troski o ich sprawy zawodowe i prywatne.
Trudno uwierzyć, że miał 69 lat…
Był z grudnia i w żartach mówił, że jest o rok młodszy. Czasem na jego CV widniało, że jest z rocznika 46. Miał świetną kondycję. Był wielkim fanem tenisa. W zeszłym roku zapisał się nawet do amatorskiej ligi, w której grywał regularnie. Nie myślał o emeryturze. Nie Ryszard Borowicz. Miał przed sobą jeszcze co najmniej kilka lat pracy naukowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska