Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez Odrę w gumowej łodzi - niezwykła historia Andrzeja Dalkowskiego [Album Rodzinny]

Monika Mazanek-Wilczyńska
Andrzej Dalkowski odsłania tablicę pamiątkową na rodzinnej kamienicy przy Łaziennej 30. Zdjęcie z 2005 roku.
Andrzej Dalkowski odsłania tablicę pamiątkową na rodzinnej kamienicy przy Łaziennej 30. Zdjęcie z 2005 roku. Adam Zakrzewski / Archiwum
Andrzej Dalkowski to urodzony w Toruniu, zmarły trzy lata temu w Monachium - wybitny Polak, zasłużony działacz polonijny, kustosz polskich śladów w Bawarii, jeden z wielu służących w polskich oddziałach przy US Army w Niemczech.

W latach 1945-1990 istniały polskie oddziały przy US Army w Niemczech i Francji. Dla jej członków słowa „ Bóg, Honor i Ojczyzna” to hasło, którym kierowali się przez całe życie. Jednym z celów było przygotowanie działań na wypadek militarnego starcia z komunistycznym przeciwnikiem. Służyli w nich weterani II wojny światowej oraz uciekinierzy z PRL-u. Wielu z nich to nieznani bohaterowie.

Młodość w Toruniu

Andrzej Dalkowski urodził się w Toruniu 8 października 1927 roku, jako syn Romana i Marii z d. Różyńskiej. Jego ojciec był legionistą i powstańcem wielkopolskim, zamordowany został w niemieckim obozie.

W czasie II wojny światowej, od 1940 do 1945 roku, Andrzej Dalkowski działał w konspiracji. Wspominał, że zawsze przed każdym zadaniem matka błogosławiła go, dodając: „Nie daj się złapać”.

Po zakończeniu wojny pozostawał w niepodległościowym podziemiu, prowadząc jednocześnie w Toruniu sklep. 11 października 1950 roku komornik znajduje u niego w domu pistolet i chce doprowadzić go do UB w Toruniu. Po drodze Dalkowskiemu udaje się uciec. Wyjeżdża do leśniczówki w nadodrzańskich Mieszkowicach.

Wiosną poznaje poszukiwanego przez UB żołnierza AK i NSZ w oddziale „Cichego” na Lubelszczyźnie Tadeusza Głuchowskiego i razem planują ucieczkę do Niemiec. W tym celu nad rzeką plotą z sitowia tratwę, na której przedostają się na drugi brzeg Odry. Dalej idą do Berlina pieszo.

8 czerwca 1951 roku docierają do zachodniej strefy okupacyjnej Niemiec. W końcu trafiają do Polskiej Misji Pomocy dla Uchodźców. Dowiadują się, iż jest ona prowadzona z datków ofiarowanych przez Polaków pracujących w polskich jednostkach przy armii amerykańskiej.

Obaj muszą tłumaczyć Amerykanom powody swojej ucieczki z kraju. Z początku słyszą zarzuty, że zostali specjalnie nasłani przez wywiad PRL-u. Jednak po kilku dniach Amerykanie weryfikują ich dane i potem traktują ich już bardzo grzecznie.

3 lipca 1951 roku Głuchowski zostaje zatrzymany przez policję na terenie NRD i zostaje przekazany do Polski, gdzie czekają go tortury i dwukrotny wyrok śmierci.

Andrzej Dalkowski natomiast trafia na przeszkolenie do Monachium. Dowiaduje się o wywiadowczej działalności emigracyjnej Rady Politycznej Stronnictwa Narodowego, finansowanej od 1949 roku przez angielski i amerykański wywiad. Proponują mu pracę kuriera. Ma przewozić pieniądze dla rodzin z antykomunistycznego podziemia, badać nastroje i stworzyć siatkę wywiadowczą i skrytkę kontaktową. Musiał zbierać informacje z dziedziny ekonomiczno-społecznej i obronności.

Przez Odrę na gumowej łodzi

Już w 1951 roku Dalkowski ponownie przybywa do Polski - w lipcu, we wrześniu i listopadzie. Podobnie w 1952 roku.

Za każdym razem przepływa Odrę na gumowej łodzi i ma ze sobą pistolet oraz truciznę zaszytą w watolinie rękawa. Utrzymuje kontakty z osobami, które zbierają dla niego informacje przekazywane szyfrem trójcyfrowym na podstawie kieszonkowego kalendarza.

Andrzej Dalkowski twierdził, że przeżył dzięki Opatrzności Bożej. Wspominał, że jako emisariusz Rady Politycznej miał się spotkać z pewnym senatorem w Krakowie w 1951 roku. W umówionej kawiarni znalazł się dużo wcześniej z przypadkową kobietą (jak mówił - nieświadomym świadkiem). Gdy zbliżała się umówiona godzina, pojawiło się w kawiarni kilku mężczyzn. Gdy zobaczył całą tę operację, to po prostu do tego senatora nie podszedł, unikając w ten sposób aresztowania.

Jednak w sierpniu 1952 roku UB aresztuje siatkę pracujących dla niego osób. Jedna z nich, Stanisława Łamek zeznała, iż otrzymywane dla Andrzeja Dalkowskiego materiały „zawierały wiadomości dotyczące jednostek wojskowych na terenie Torunia z podaniem miejsca postoju, ilości wojska i rodzaju uzbrojenia, (…) materiały dotyczące mostów, (...) materiały dotyczące fabryki waty-gazy z podaniem ilości i jakości produkcji. Materiały dotyczyły fabryki broni, która znajduje się pod Bydgoszczą w lesie, z podaniem rodzaju produkcji ilości dziennej produkcji i miejsca wysyłki oraz materiały dotyczące kanałów, które znajdują się pod ziemią w Bydgoszczy”.

Sławomir Cenckiewicz ustalił, że Rada Polityczna zorganizowała 47 takich wypraw do kraju, jednak 14 kurierów wpadło w ręce UB. Celem wspartej milionem dolarów akcji było przygotowywanie ewentualnego desantu. Jednak Amerykanie wycofali się z tych planów ze względu na sytuację polityczną (fiasko w Korei, wydarzenia 1956 r. w Polsce i na Węgrzech).

W procesie przeciwko osobom współpracującym z Andrzejem Dalkowskim na karę śmierci skazano jego przyjaciela, żołnierza AK i NSZ Witolda Starczewskiego. Pozostali otrzymali kary więzienia.

We wrześniu 1953 r. UB przypadkowo znajduje tajną skrytkę kontaktową, w której znajdowały się mikrofilmy i środki techniczne do tajnopisów i wywoływania pism utajonych oraz około 10 tysięcy złotych. Bezpieka odkrywa, że to tajna skrytka Dalkowskiego.

Tymczasem on sam rozpoczyna pracę w polskich oddziałach przy armii amerykańskiej w Mannheim, a następnie w Monachium. Przez kolejnych 37 lat pracuje dla armii amerykańskiej w Niemczech. Dodatkowo pomaga chorym, opiekuje się polskimi dziećmi, współtworzy biblioteki, drużyny harcerskie, Fundusz Kulturalno- Oświatowy w polskich oddziałach i Samopomoc Polskich Oddziałów Wartowniczych. Postawił pomnik Polakom zamordowanym w obozie koncentracyjnym w Dachau, zadbał o groby polskich oficerów w obozie w Murnau, postawił pomniki żołnierzom Brygady Świętokrzyskiej w Monachium.

Wzór dla Amerykanów

Andrzej Dalkowski swoją postawą zasłużył na miano wzoru dla Amerykanów. Gdy przechodził na emeryturę w 1990 roku, jego przełożeni mówili, że swoim zachowaniem dawał przykład, jak powinni zachowywać się amerykańscy żołnierze.

Dowodem na autentyczność tych słów może być także list Stanleya J. Gloda, ówczesnego prezesa Foreign Claims Settlement Commission of the United States w Waszyngtonie, nadesłany 10 września 1990 r. do dowódcy 69. Batalionu Sygnałowego z okazji przejścia Dalkowskiego na emeryturę w jednostce Labor Service, wspierającej 536. kompanię sygnałową. Czytamy w nim m.in:

„Znam Andrzeja wiele lat, jeszcze od czasów mojej służby jako oficera w amerykańskim dowództwie okręgu w Monachium w Niemczech w połowie lat 60. Następnie Andrzej był mi niezwykle pomocny podczas moich późniejszych wizyt w różnych elementach dowództwa USAREUR jako część mojego oficjalnego wydziału wojskowego w latach 70. i 80. Jego lojalność wobec USA, oddanie obowiązkom i konsekwentna niezawodność były najbardziej wzorowe. On jest szanowany i podziwiany przez każdego, kto kiedykolwiek z nim pracował. Może najważniejsze jest to, że ja zawsze patrzyłem na niego jak na drogowskaz - błyszczące światło przywództwa, dobry przykład lojalności, faktycznie posiadający wszystkie zalety wymagane dla prawdziwego wzoru dla naszych młodych żołnierzy”.

Natomiast dowódca 69. Batalionu Sygnałowego ppłk Jeremiah F. Garretson w „Certi-ficate of Appreciation”, wydanym Dalkowskiemu 14 września 1990 r., napisał:

„Za zasłużoną służbę od czasów powołania Batalionu w Niemczech 1 czerwca 1974 r. do czasów jego przejścia na emeryturę z dniem 1 października 1990 (...). Doskonała lojalność, poświęcenie, kompetencje techniczne i profesjonalizm Andrzeja Dalkowskiego znacząco przyczyniły się do znakomitej reputacji i osiągnięć 69. Batalionu Sygnałowego. Jego przykład jest wzorem doskonałości w Batalionie, a on sam stał się spuścizną 534. kompanii sygnałowej. Jako taki pan Dalkowski na zawsze będzie członkiem 69. Batalionu Sygnałowego”.

To nie tylko kurtuazja. To dowód prawdziwego uznania i szacunku dla jego osobowości i oddanej służby. Andrzej Dalkowski posługiwał się polskim paszportem i pozostał polskim uchodźcą. On sam podkreślał, że w sytuacji, w jakiej się znalazł, armia amerykańska dała mu możność przeżycia godziwego życia na obczyźnie, oszczędzając mu losu, jaki spotkał polskich oficerów po II wojnie w Wielkiej Brytanii, gdy pułkownik nierzadko stawał się boyem hotelowym, a generał - barmanem.

***

Kilka tygodni temu pisaliśmy o skrytce z bronią, która została znaleziona w kamienicy przy ulicy Łaziennej 32 w Toruniu. Dom należał do Zygmunta Neumanna, ten zaś przed wojną był właścicielem sklepu z bronią, a podczas okupacji był zbrojmistrzem polskiego podziemia. Do konspiracji wciągnął go sąsiad Roman Dalkowski, zastępca dowódcy organizacji „Grunwald”, a poza tym sąsiad Neumanna. Zygmunt Neumann i Roman Dalkowski zostali podczas wojny zamordowani przez Niemców. Konspiracyjne tradycje Dalkowskich kontynuował wspominany już wcześniej w Albumie Andrzej Dalkowski.

Jego postać przypomniała pani Monika Mazanek-Wilczyńska, która skontaktowała się z nami na wieść o odnalezieniu arsenału przy Łaziennej.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska