Szok w "žOpatrunkach". W kasie zapomogowo-pożyczkowej brakuje olbrzymiej kwoty

Zarząd firmy i związkowcy podejrzewają o kradzież kasjerkę Mieczysławę Z. Zawiadamiając prokuraturę, wskazali, jakie kobieta ma nieruchomości i samochody.

Braku dokładnie 1 mln 329 tys. zł w kasie pracowniczej Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych dopatrzono się po tym, jak Mieczysława Z. odeszła na emeryturę.

Nowej kasjerce po przejęciu kasy od początku coś nie pasowało. Żmudna kontrola wewnętrzna nie pozostawiła wątpliwości: brakuje olbrzymiej sumy. Kasjerka musiała kraść latami. <!** reklama>

- Szok i niedowierzanie, takie były nasze pierwsze reakcje - mówi Włodzimierz Maziak, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w TZMO. - Pani Z. pracowała u nas wiele lat. Była darzona zaufaniem. W zakładzie pracują też członkowie jej rodziny. Pani Z. nie przyznała nam się do winy. Twierdzi, że „nie wie, jak to się stało”. Nikt nie słyszał, by ona albo jej rodzina miała problemy finansowe, które jakoś „uzasadniałyby” takie postępowanie.

20 września br. zarząd firmy i związkowcy złożyli zawiadomienie do prokuratury.

- Wskazali w nim, jakie nieruchomości i pojazdy, według ich wiedzy, posiada podejrzewana kobieta. Tylko jeśli okaże się, że jest ich właścicielką lub współwłaścicielką, możliwe będzie ich zajęcie dla zabezpieczenia roszczeń o naprawienie szkody - mówi Maciej Rybszleger, szef Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód.

Śledztwo prowadzone będzie w kierunku art. 294 par. 2 Kodeksu karnego, czyli przywłaszczenia powierzonego mienia o znacznej wartości. Nie potrwa krótko, bo biegły przeanalizować będzie musiał wiele lat „działalności” kasjerki.

Kasie zapomogowo-pożyczkowej w „Opatrunkach” grozi utrata płynności. - Ludzie chcą wycofywać swoje wkłady, bo stracili zaufanie - mówi Włodzimierz Maziak.

To już kolejna kasa pracownicza, której ogołocenie odkryto w tym roku. Zarządy firm czy instytucji, w których okradzione zostają takie kasy, nie muszą martwić się o odpowiedzialność. Pluć sobie w brodę mogą sami pracownicy.

- Pracownicza Kasa Zapomogowo-Pożyczkowa działa w oparciu o ustawę o związkach zawodowych i nadzorowana jest społecznie przez związki zawodowe. Obowiązki zakładu pracy sprowadzają się do udzielania kasie nieodpłatnej pomocy w zakresie obsługi technicznej - przypomina Piotr Kowalski, dyrektor ekonomiczny TZMO SA.

To już kolejny w regionie ujawniony skok na kasę zapomogowo-pożyczkową. W styczniu tego roku - brak 86 tys. zł odkryto w magistracie w Brodnicy. Nieco wcześniej wpadła Bożena N., która przywłaszczyła sobie 204 tys. zł z kasy szpitala w Aleksandrowie Kujawskim.

Z kolei w szpitalu miejskim przy ulicy Batorego w Toruniu kasjerka przywłaszczyła sobie ponad 220 tys. zł. W tym wypadku jednak częściowo za nadzór odpowiada dyrekcja lecznicy. Dlaczego? Bo około 170 tys. zł Barbara L. wzięła sobie z kasy zapomogowo-pożyczkowej, a kolejne 50 tys. zł - z funduszu socjalnego. A nad tym już nadzór zobowiązana jest pełnić dyrekcja.

Barbarze L. przedstawione zostały zarzuty przywłaszczenia sobie powierzonego mienia (możliwa kara: od 3 miesięcy do 5 lat więzienia). Kwalifikacja ta jednak może ulec zmianie, jeśli biegły potwierdzi, że chodziło o mienie dużej wartości (od roku do 10 lat więzienia).

- Biegły jeszcze analizuje dokumentację. Jego opinia będzie miała wpływ nie tylko na określenie wysokości szkody, ale i naświetlić ma cały mechanizm przywłaszczanie pieniędzy - mówi Ewa Janczur z Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum-Zachód.

Barbarę L. zwolniono dyscyplinarnie. W szpitalu pracowała od 1993 r.