Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agrolotnicy nie mają łatwo. Ich praca wiąże się z dużym stresem

Grzegorz Kończewski
Maciej Lipiński: - Podczas lotniczych zabiegów ratowniczych sterem należy operować bardzo spokojnie. Jeden fałszywy ruch i samolot wpada w las
Maciej Lipiński: - Podczas lotniczych zabiegów ratowniczych sterem należy operować bardzo spokojnie. Jeden fałszywy ruch i samolot wpada w las Sławomir Kowalski
- To nie jest takie proste. Bywa, że po zakończonym locie jestem spocony tak, jakbym właśnie wyszedł z sauny - mówi Maciej Lipiński, pilot z 30-letnim doświadczeniem, który kilka dni temu nad podtoruńskimi lasami z samolotu typu Dromader rozpylał środek zwalczający barczatkę sosnówkę.

Laikowi może wydawać się, że to jeden z rutynowych lotów, jakich doświadczony agrolotnik ma na koncie setki albo i tysiące. No bo co tu może być trudnego? Leci się nad las, w pewnym momencie zrzuca środek owadobójczy i wraca do bazy. Nic bardziej błędnego. To zajęcie wiązało się i wiąże z dużym stresem, choć sposób działania w ciągu ostatnich lat zmienił się diametralnie.

Zobacz także: Śmieciarki MPO blokują starówkę?

Białe flagi w lesie

Do 2005 roku agrolotnicy, działający na zlecenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, latali swoimi Dromaderami „analogowo”, co oznacza, że w akcję w terenie musiało być zaangażowanych wiele osób. Na narożnikach przygotowanego do oprysku obszaru, a konkretnie na skrajnych drzewach, leśnicy musieli umieścić (trzeba było wejść na samą górę!) dobrze widoczne dla pilota białe flagi. Po pierwszym nalocie ze środkiem owadobójczym, czekające na dole dwie ekipy, musiały przemieścić się o 40 metrów, czyli o szerokość samolotowej smugi, i wypuścić ponad drzewa wypełnione helem białe balony, by wskazać pilotowi kolejną ścieżkę. I tę czynność trzeba było powtarzać po każdym przelocie.

Ekipa z wiatrówką

- Było to bardzo uciążliwe - przyznaje Tadeusz Mucha, kierownik Leśnej Bazy Lotniczej w Toruniu. - Nieraz zdarzało się, że wypuszczane za pomocą wędkarskich wędek balony, przesunął nieco wiatr i zahaczyły się gdzieś w koronie drzewa. Wówczas ci z dołu sięgali po wiatrówki, które mieli na wyposażeniu, i strzelali do balonów. Chodziło o to, by pilota nie wprowadzić w błąd, czyli nie zrobić w balona. Niestety, ci ludzie cały czas mieli kontakt z rozpylanymi przez nas środkami chemicznymi, które w tamtych latach nie były tak łagodne i bezpieczne jak dzisiaj. Precyzja tych zabiegów też pozostawiała wiele do życzenia, nie mówiąc już o tym, że były lata, kiedy w całej Polsce brakowało balonów.

Zobacz także: W Koronowie ktoś strzelał do psa!

Dziś nie trzeba już balonów, wiatrówek i tak znacznego zaangażowania ekip leśnych, a za sprawą nowoczesnego, opartego o wskazania z satelitów systemu „Ag-Nav”, nad lasami lata się jak po sznurku. Jak to działa? Leśnicy po prostu wprowadzają do systemu zakwalifikowany do lotniczych zabiegów ratowniczych obszar lasu. I tu już system działa sam, precyzyjnie wyznaczając kolejne ścieżki (z nawrotami włącznie) przejścia samolotu i wskazując pilotowi miejsca, w których ma otworzyć i zamknąć zbiornik ze środkiem owadobójczym. Proste? Wydaje się, że tak.

Jeden fałszywy ruch...

- A jednak nie wszyscy piloci podejmują się tego typu lotów - mówi Maciej Lipiński, pilot z 30-letnim doświadczeniem, który kilka dni temu nad podtoruńskimi lasami z samolotu typu Dromader rozpylał środek zwalczający barczatkę sosnówkę. - Dlaczego? Bo takie latanie jest naprawdę stresujące, wymaga niesamowitej koncentracji podczas kontrolowania wszystkich parametrów. Leci się z prędkością do 180 kilometrów na godzinę, zaledwie trzy metry nad wierzchołkami drzew, trzeba uwzględniać wskazania znajdującego się tuż przed silnikiem wyświetlacza, by precyzyjnie utrzymywać wyznaczony przez „Ag-Nav” kurs, no i jeszcze kontrolować dźwignię zaworu uwalniającego chemię. W takich warunkach sterem należy operować bardzo spokojnie. Jeden fałszywy ruch i samolot wpada w las.

Zobacz także: Wybudzony, choć lekarze nie dawali szans

I nie jest to stres chwilowy, bo w przypadku zwalczania zagrażających lasom owadów trzeba działać szybko i na powierzchniach kilku tysięcy hektarów, co z kolei wiąże się z koniecznością spędzenia w kabinie Dromadera nawet siedmiu godzin dziennie.

- Tu nie ma mocnych. Po niektórych lotach jestem spocony tak, jakbym przed chwilą wyszedł z sauny - dodaje Maciej Lipiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska