Spychalski tak samo fotografował władze, wojsko i wojskowych - nie tylko w polskich, ale i w niemieckich mundurach. Pisał o nim w „Nowościach” Szymon Spandowski („Sekret pewnego fotografa z Torunia”, 14.03. 2013). Sporo wiemy o nim za sprawą opracowania Anny Zglińskiej na temat „skarbu w suficie”, także opisywanego w „Nowościach”. Pora na dopełnienie portretu znanego mistrza obiektywu, tym razem w kontekście II wojny światowej i frapującej kwestii narodowości Spychalskiego.
Zobacz także: Początek rewolucji na starówce. Czego nie wiemy?
Hermann czy Herman?
Spychalski często używał tylko inicjału imienia. Nasuwa się tu skojarzenie z faktem kamuflowania imion przez Żydów, posługujących się w biznesie wyłącznie inicjałami, jak choćby znany M.[oritz] S.[imon] Leiser (właściciel największego w przedwojennym Toruniu domu towarowego). Aby utrudnić Żydom takie „ukrywanie” tożsamości, w II połowie lat trzydziestych XX w. lokalne władze wydawały zarządzenia nakazujące przedsiębiorcom podawanie pełnych imion.
H. Spychalski u schyłku 1921 r. miał pracownię w domu na rogu ulic Szerokiej i Strumykowej, tam gdzie wcześniej fotograf Carl Bonath. Polecał portrety, zdjęcia grupowe, kartki pocztowe, a szczególnie zdjęcia dzieci.
W ankietach zawodowych z okresu okupacji hitlerowskiej w tabelce narodowość Spychalski podawał: volksdeutsch, a pod koniec wojny - reichsdeutsch, tj. rdzenny Niemiec. W urzędowych pismach jego zakład określano jako: eine Volksdeutsches Firma.
Zobacz także: Weekend w Toruniu. Na te imprezy warto się wybrać!
Z tychże ankiet dowiadujemy się, że Spychalski miał stopień wojskowy Landsturm I.a., brał udział w I wojnie światowej, nie uczestniczył w II wojnie, nie był Żydem. Od stycznia 1940 r. należał do: NSKK (Nationalsozialistisches Kraftfahrerkorps - organizacja paramilitarna podlegająca NSDAP), DAF (Deutschen Arbeitsfront - korporacja zawodowa pod nadzorem NSDAP).
Uzupełnienia do biogramu mistrza: urodził się 30 października 1887 r. w Nowym Tomyślu, był katolikiem. Z żoną Ellą z domu Feldhahn (ewangeliczka), pochodzącą z Pyrzyc, miał córkę (ur. ok. 1914 r.).
Do Torunia przybył 15 marca 1920 r. z Pyrzyc, ale zakład uruchomił dopiero u schyłku 1921. Wiemy, że był mistrzem, starszym cechu fotografów (od 1925 r.), jak się okazało - także w okresie okupacji. Niemieckie uprawnienia zawodowe uzyskał w kwietniu 1940 r. W czerwcu tego roku jako starszy cechu sygnował m.in. pismo dotyczące atelier innego mistrza obiektywu - Otto Balcerowitza przy ul. Mickiewicza 118 (obecnie budynek z charakterystyczną okładziną z białych i niebieskich płytek, w czasach PRL-u sklep rzeźnicki).
W tym czasie Spychalski otrzymał zezwolenie na otwarcie zakładu przy Rosengasse 1 (ob. ul. Różana), mieszkał przy Breitegasse 2 (ob. ul. Szeroka). W 1943 r. zamierzał połączyć oba interesy, tj. atelier przy Rosengasse oraz foto-handel przy Breitegasse.
Zobacz także: Zarobki w Biedronce. Jak wypadają w porównaniu?
Na początku maja 1944 r. złożył wniosek o otwarcie zakładu przy Badergasse 28 (ob. ul. Łazienna). Na polecenie Wehrmachtu i policji siedziba zakładu miała być tak przystosowana, aby władze mogły przydzielić z Arbeitsamt 4 osoby personelu. Latem 1944 r. Spychalski pracował w swoim Foto-Laboratorium już przy Badergasse 28.
Polak czy Niemiec?
Trudna jest odpowiedź na to pytanie. Ostatecznie, jak pisał Sz. Spandowski, „tuż po wybuchu wojny Spychalski został internowany, razem z innymi Niemcami uznanymi przez Polaków za niebezpiecznych. Razem z nimi został wysłany w stronę Warszawy pod eskortą junaków. Podczas tego marszu (...) doszło do tragedii, Spychalski jednak ocalał. Wrócił do Torunia i opisał swoje przeżycia na łamach faszystowskiej Thorner Freiheit”.
W kwestii pytania: Spychalski był volsdeutschem czy reichsdeutschem? - wydaje się, że „tylko” volksdeutschem, co jednoznacznie określa poczucie narodowej tożsamości jako niemieckiej, o ile była to decyzja samego Spychalskiego.
To istotne informacje w odniesieniu zarówno do mistrza obiektywu, jak i historycznego kontekstu Pomorza - obszaru włączonego do Rzeszy, gdzie nacisk na podpisywanie volkslisty był największy; Pomorze miało być całkowicie zniemczone w ciągu 10 lat. Temat ten wciąż pełen jest stereotypów, szkodliwych szczególnie, gdy wykorzystywanych populistycznie. Zwykła uczciwość, a w przypadku badacza - zawodowa rzetelność, nakazują mówić o faktach obiektywnie, bez „zapominania” o tych niechcianych. Czasem czytając wspomnienia i toruńskie historie z lat okupacji mam wrażenie, jakby volksdeutschów w mieście w ogóle nie było...
Polecamy: Wywiad z Jackiem Górzyńskim - prezesem spółdzielni socjalnej "Do usług"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?