Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś opowieść o dawnych balach - w Toruniu i podczas podróży przez Atlantyk na „Stefanie Batorym”

Roman Such
Powitanie nowego, 1937 roku w toruńskiej Wenecji, zwanej też Wiktorką
Powitanie nowego, 1937 roku w toruńskiej Wenecji, zwanej też Wiktorką archiwum
O tym jak się kiedyś bawiono, o karnawałowych szaleństwach opowiada dziś Janina Bębenek, dobrze znana naszym wiernym Czytelnikom.

- Przed wojną kolejarze, pracownicy Regionalnej Dyrekcji Kolei, lubili się spotykać w Wenecji, nazywanej też Wiktorką - opowiada pani Janina Bębęnek. - W kompleksie parkowo-restauracyjnym przy skrzyżowaniu ulicy Grudziądzkiej z Legionów (teraz stoi tu gmach Instytutu Fizyki i trwa budowa) w klubowej sali organizowano spotkania kolejarskiej braci, a także sylwestrowe i karnawałowe zabawy. Mam fotografię z powitania 1937 roku, a na niej pierwszy z prawej strony, to wujek Wiktor Skierski, urzędnik kolejowej dyrekcji, który zresztą miał służbowe mieszkanie w Wenecji.

Pani Janina z mężem Franciszkiem przez lata prowadziła przy ul. Małe Garbary zakład szklarski. Sama także lubiła się bawić. Jej mąż świetnie tańczył, szczególnie walce i tanga.

Swój pierwszy sylwester nasza rozmówczyni pamięta do dzisiaj. Był koniec 1945 roku, zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu II wojny światowej. Pracowała wówczas jako goniec w drukarni przy ul. św. Katarzyny, należała też do amatorskiego zespołu teatralnego. W sylwestrową noc występowała na karnawałowej zabawie w swojej drukarni, podczas gdy jej chłopak bawił się w Grunwaldzie. W trakcie zabawy przyszedł jednak do drukarni i zabrał ją i jej koleżankę do wojskowego klubu.

Polecamy:
Gwara młodzieżowa QUIZ
Gwara toruńska QUIZ
Gwara uczniowska

- Przeważali wojskowi, było dużo Rosjan. Zorganizowano wybór króla i królowej balu. I ja wygrałam. Głosowali na mnie też Rosjanie. Królem został pan Zając, właściciel zakładu szewskiego - mówi pani Janina. - Z poślubionym kilka miesięcy później mężem nie przepuściliśmy okazji do zabawy. Mąż, jako jedyny wówczas w Toruniu, samodzielnie potrafił pokrywać lustra. Ponoć już jako mały chłopiec, wychowany na wsi, każde pazłotko od cukierka podkładał pod szkło i w ten sposób robił lusterka. Małżonek miał wiele zleceń od lekarzy, prawników, a ci, kiedy organizowali swoje bale, zapraszali nas do siebie. Ponadto zabawę organizował Cech Rzemiosł Różnych. Chór Dzwon, już po nowym roku, zapraszał na opłatek albo kolędę, która też kończyła się tańcami.

Czytaj dalej - kliknij poniżej:

- Sama też organizowałam zabawy karnawałowe - dodaje nasza Czytelniczka. - W szkole podstawowej przy ul. Wielkie Garbary, w której uczyła się moja córka Bożenka, jako komitet rodzicielski przygotowywaliśmy atrakcje dla dorosłych i dla dzieci. Pamiętam, jak u mnie w mieszkaniu zrobiłyśmy całą wannę sałatki i piramidy kanapek. Sprzedawałyśmy je podczas zabawy, a dochód przeznaczono na wypoczynek i wycieczki dla dzieci. Raz za zabawowe pieniądze wynajęliśmy nawet statek i dzieciarnia popłynęła nim do Gdańska. Spali w kajutach. Ale mieli atrakcję!

- Bawiłam się też na balu kapitańskim, na „Stefanie Batorym” - mówi pani Janina. - W 1977 roku zaprosił mnie do Ameryki mój brat, i w październiku tamtego roku naszym transatlantykiem wracałam do kraju. Podróż statkiem wspominam jako przyjemną, chociaż przeżyłam wiele strachu. Przez trzy dni i trzy noce nękał nas sztorm. Statkiem kołysało tak mocno, że musiałam się trzymać, aby nie wypaść z mojej koi. Kiedy rano poszłam na śniadanie, myślałam, że pomyliły mi się godziny, bo restauracja była pusta, a przy poręczach, balustradach pozawieszano woreczki. Nie dość że statkiem niemiłosiernie bujało, to jeszcze ktoś puścił plotkę, że na naszym kursie płynie bomba i możemy w nią uderzyć. Okazało się, że to nie bomba, tylko wieloryb, ale strach paraliżował mnie do końca rejsu. Jedzenie na „Stefanie Batorym” było przepyszne, tym bardziej że w tamtych czasach ludzie cieszyli się, jeśli udało im się kupić cokolwiek stając w długich kolejkach. Kuchnia na tym statku pochodziła z innego świata, z innej bajki. Rano w kaplicy odprawiano mszę świętą, a potem zamieniano ją w salę widowiskową, wyświetlano filmy. Prawie każdego dnia bawiono się na dancingach, inni na różnych grach. Ja miałam szczęście w obstawianiu numerków. Wygrałam 50 dolarów, wówczas to były duże pieniądze. W ogóle w loteriach, grach losowych miałam dobrą rękę. W Nowym Jorku, na rogu ulicy, za dolara, po wytypowaniu odpowiedniej liczby, można było dostać 8 dolarów. Trzy razy mi się poszczęściło, za czwartym razem już mnie nie dopuścili do gry.

Polecamy:
Gwara młodzieżowa QUIZ
Gwara toruńska QUIZ
Gwara uczniowska

- Ktoś, kto będzie czytał te słowa, pomyśli, że ta Bębenkowa się chwali, a ja nigdy nie lubiłam się chwalić. Cieszę się jednak, że kiedy za cztery miesiące skończę 91 lat, mam co wspominać. W mojej młodości czasy były ciężkie, ale ludzie potrafili się bawić - wspomina pani Janina.

A my już dziś, dziękując za te opowieści, spieszymy z urodzinowymi życzeniami.

Wypadek na Szosie Lubickiej w Toruniu

NowosciTorun

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska