MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Urzędniczy bicz na błędy lekarskie

Redakcja
Danuta Bulińska walczyła z rakiem, a pokonało ją „zdarzenie medyczne”. W Kujawsko-Pomorskiem zapadło pierwsze, korzystne dla pacjenta orzeczenie niedawno powołanej wojewódzkiej komisji badającej pomyłki w sztuce medycznej. To pierwsze takie orzeczenie w kraju.

Danuta Bulińska walczyła z rakiem, a pokonało ją „zdarzenie medyczne”. W Kujawsko-Pomorskiem zapadło pierwsze, korzystne dla pacjenta orzeczenie niedawno powołanej wojewódzkiej komisji badającej pomyłki w sztuce medycznej. To pierwsze takie orzeczenie w kraju.

<!** Image 2 align=right alt="Image 191499" sub="Komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych nie szukają winnych wśród lekarzy. Ustalają jedynie, czy doszło do złamania procedur. [Fot. Thinkstock]">Ta sprawa może oznaczać przełom dla tysięcy polskich pacjentów, którzy padają ofiarami błędów w sztuce medycznej.

Ogólnopolskie Stowarzyszenie „Primum Non Nocere” szacuje, że takich przypadków notuje się w Polsce ok. 20 tysięcy rocznie, ale tylko niewielki odsetek kończy się rozprawą sądową. Ludzi zniechęca przewlekłość postępowania i koszty procesowe. W opisywanej przez nas w maju tego roku sprawie Danuty Kotowicz spod Świecia, której m.in. zaszyto w brzuchu chustę chirurgiczną, proces toczył się przez osiem lat!

Pójście do sądu było do niedawna dla pokrzywdzonego pacjenta jedyną drogą dochodzenia sprawiedliwości, ale od stycznia 2012 roku to się zmieniło za sprawą powołanych przy urzędach wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. Złożenie wniosku kosztuje tam 200 złotych, komisja ma cztery miesiące na wydanie orzeczenia, nad którym pracuje czteroosobowy skład: dwóch przedstawicieli zawodów prawniczych i dwóch związanych z ochroną zdrowia.

Musi być zdarzenie

Korzystne dla rodziny zmarłej pacjentki orzeczenie, które wydała w ubiegłym tygodniu komisja działająca przy Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, jest pierwsze w kraju. Postępowanie jeszcze się nie zakończyło, ponieważ szpital zamierza złożyć wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. <!** reklama>

- Dziwi mnie to, ponieważ od początku szpital nie miał żadnych argumentów. Wątpię, by dysponował nimi teraz - mówi Izabela Bulińska-Wachulec, córka zmarłej pacjentki, radca prawny. Podkreśla, że kwestia odszkodowania jest dla niej sprawą drugorzędną. Tłumaczy, że jej zacietrzewienie w sprawie zaczęło się w momencie, gdy radca prawny Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Biziela w Bydgoszczy odmówił wydania dokumentacji medycznej, twierdząc, iż nie jest ona osobą upoważnioną. Izabela Bulińska złożyła więc skargę do Biura Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie i sprawę wygrała. Szpitalowi wytknięto naruszenie praw pacjenta.

- Być może poprowadziłabym to wszystko inaczej, ale nie mogłam znieść tego, że szpital od samego początku utrudniał mi ustalenie prawdy i dochodzenie roszczeń. Zastanawiam się, jakie szanse ma w konfrontacji ze szpitalem zwykły obywatel, skoro nawet ja, osoba z wykształceniem prawniczym, nie mogłam sobie dać rady - dodaje kobieta.

Komisja nie wskazała, co prawda, winnego zaniedbania w „Bizielu”, ale jednoznacznie stwierdziła, że doszło tam do zdarzenia medycznego. Według przepisów, zdarzenie medyczne to następstwo działania niezgodnego z aktualną wiedzą medyczną. Działaniem tym może być nietrafna diagnoza, niewłaściwe leczenie lub szkodliwy lek.

- Nie badamy winy konkretnych osób. Ustalamy jedynie, czy zdarzenie medyczne miało miejsce. W orzeczeniu nie przywołujemy żadnego konkretnego lekarza. A czy szpital podejmie później wobec niego jakieś działania, czy też dokona zmian w swoim systemie, to już jest poza nami - mówi Piotr Kulik, przewodniczący komisji działającej przy kujawsko-pomorskim urzędzie.

Przypadek Danuty Bulińskiej to klasyczny przykad „odesłania”. Pacjent zjawia się w izbie przyjęć, zostaje niedostatecznie przebadany, odsyła się go bez podjęcia leczenia, po czym chory umiera w domu, w drodze powrotnej do szpitala lub tuż po wykonanej zbyt późno operacji.

W maju 2011 roku 73-letnia Danuta Bulińska dowiedziała się, że ma raka. Mimo przerzutu, po ostatniej radioterapii w styczniu tego roku lekarze z Centrum Onkologii stwierdzili poprawę.

- Cieszyliśmy się bardzo. Przestała kaszleć, była w całkiem niezłej formie - opowiada córka i nie może pogodzić się z tym, że błąd jednego lekarza zniweczył wysiłki rodziny i sporej grupy specjalistów.

Lekarz nie zbadał

27 stycznia 2012 roku Danuta Bulińska upadła idąc do łazienki. Z kilkucentymetrowym rozcięciem głowy trafiła do „Biziela”. Była przytomna. W badaniu tomografii komputerowej wykazano krwiaka podczepcowego. Mimo to kobieta została odwieziona do domu. Z relacji córki wynika, że lekarz nawet jej nie zbadał.

- Pan doktor ograniczył się jedynie do rozmowy ze mną. Żałuję dzisiaj, że pokazałam mu wynik rezonansu magnetycznego i opowiedziałam o chorobie nowotworowej mamy. Kiedy to usłyszał, to od razu stwierdził, że mamie w domu będzie lepiej - mówi Izabela Bulińska. Nazwiska lekarza nie chce wymieniać, ale nie ukrywa, że jej zdaniem błąd popełnił konkretny człowiek.

Wydarzenia z 27 stycznia rozwijały się w szybkim tempie. Po powrocie do domu pacjentka zapadła w śpiączkę i dostała kilku napadów padaczki. Rodzina ponownie wezwała karetkę, która zawiozła chorą - już nieprzytomną - do tego samego szpitala. Był piątek. W szpitalu wykonano ponowne badanie tomografem.

- Dopiero w poniedziałek po południu zdecydowano się na operację, ale guz zdążył się powiększyć. W środę o świcie dowiedziałam się, że mama zmarła, nie wybudziwszy się po operacji - dodaje córka pacjentki.

Oficjalnie szpital nie chce zajmować stanowiska przed ponownym rozpatrzeniem sprawy. Wśród argumentów przedstawianych komisji wcześniej pojawiał się jednak wątek, że kobieta znajdowała się w ciężkim stadium choroby nowotworowej i próba operacyjnego usunięcia krwiaka mogła jej tylko zaszkodzić.

- To jest błędne myślenie - uważa rodzina zmarłej. Nie przyjęła tego również komisja. - Nie było żadnego związku pomiędzy rakiem a krwiakiem mózgu. Analiza wycinka guza nie wykazała w nim zmian nowotworowych, jak to sugerował szpital. Zresztą mama miała przerzuty do zupełnie innej części mózgu.

Komisje ds. zdarzeń medycznych działają przy szesnastu urzędach wojewódzkich w całym kraju. Poza opisanym przypadkiem, żadnej z nich nie udało się jeszcze wydać orzeczenia uznającego roszczenie pacjenta. Co ciekawe, mimo że działają od stycznia tego roku, wpłynęło do nich niewiele wniosków.

- Otrzymaliśmy tylko jeden wniosek, ale został odrzucony, ponieważ nie spełniał wymogów formalnych - mówią w Poznaniu. Komisja we Wrocławiu pracuje w tej chwili nad trzema sprawami, nad pięcioma Warszawa, Bydgoszcz nad jedną.

- Wiele osób chciałoby zainteresować nas swoją sprawą, ale zgodnie z ustawą możemy rozpatrywać jedynie zdarzenia, do których doszło po 1 stycznia 2012 roku - wyjaśnia Iwona Butrym z Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu.

Szwedzi mają lepiej?

O poszkodowanych pacjentów od lat walczy Adam Sandauer i założone przez niego w 1998 roku Stowarzyszenie „Primum Non Nocere”.

- Kryteria orzekania komisji za bardzo przypominają kryteria obowiązujące w sądzie. Lepszy jest wariant skandynawski, gdzie nie trzeba udowadniać winy szpitala, lecz wystarczy stwierdzenie, że do powikłania nie powinno dojść przy właściwym leczeniu - uważa Adam Sandauer i obrazuje to przykładem człowieka, który trafia do szpitala z kontuzją kolana, a wychodzi z wirusowym zapaleniem wątroby.

- U nas trzeba by udowodnić, że WZW jest wynikiem zastosowania niewłaściwych procedur medycznych. I wtedy zaczęłoby się szukanie winnych. A w Szwecji wystarczy oczywiste stwierdzenie, że zapalenie wątroby nie jest naturalną komplikacją po artroskopii kolana - dodaje Adam Sandauer.


Warto wiedzieć

Komisja ma odciążyć sąd i zmniejszyć koszty ponoszone przez pacjenta

Komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych zaczęły działać w styczniu 2012 roku przy wszystkich szesnastu urzędach wojewódzkich w kraju. W skład każdej z nich wchodzi ośmiu przedstawicieli zawodów medycznych i ośmiu ludzi o wykształceniu prawniczym. Obradują w grupach 4-osobowych. Ich powołanie ma odciążyć sądy, skrócić czas postępowania, ułatwić dostępność do procedury odszkodowawczej i zmniejszyć koszty ponoszone przez pacjenta. Opłata, którą należy uiścić przy składaniu wniosku, wynosi 200 złotych.

Gremia te nie wskazują konkretnych osób winnych krzywdy pacjenta, lecz orzekają o zaistnieniu (bądź nie) zdarzenia medycznego, którego definicję podaje ustawa. Nie określają również wysokości odszkodowań. Mówi o tym rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, które jednak nie wskazuje stawek minimalnych. Maksymalna kwota, jaką może otrzymać pacjent to 100 tysięcy złotych; dla jego spadkobierców natomiast przewidziano najwyżej 300 tysięcy. W przypadku, kiedy szpital nie ma ubezpieczyciela, kwestia wysokości odszkodowania jest sprawa otwartą. Jeśli szpital zaoferuje kwotę zbyt niską, pacjent może jej nie przyjąć, ale wówczas jedyną alternatywą jest dla niego złożenie pozwu w sądzie.

Formularz wniosku dla pacjenta znajduje się na stronie internetowej każdego urzędu wojewódzkiego. Są tam również najważniejsze informacje na temat kosztów, terminów, wysokości odszkodowania itp. Decyzja komisji nie jest jednoznaczna z wypłatą odszkodowania. To należy do szpitala lub jego ubezpieczyciela.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska