MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanocne smakołyki, palce lizać!

Roman Such
Powojenne pokolenie toruńskich cukierników i ich wypieki. Niejeden Sowa mógłby popaść w kompleksy
Powojenne pokolenie toruńskich cukierników i ich wypieki. Niejeden Sowa mógłby popaść w kompleksy Archiwum
Na Wielkanoc zapraszamy po świąteczne wypieki do „Stefanki”, a po szynkę i kiełbasy do toruńskich rzeźników.

- Mój ojciec, Edmund Hoffman, rocznik 1903, jeszcze za pruskich czasów pojechał do Berlina i tam uczył się zawodu cukiernika i czekolodziarza. Do dzisiaj zachowała się piękna, gruba książka z opisem cukierniczych wyrobów, ciastek, tortów, babek. Ojciec tłumaczył sobie wiele przepisów i potem je realizował. Ja nigdy nie zajmowałam się wypiekami - tak swoje dzieciństwo wspominała w Albumie Halina Mrozowska, córka znanego cukiernika. Także jej dwa bracia, mąż i szwagier byli mistrzami słodkiego fachu.
[break]
- Jako dziewczynka zajadałam się resztami wypiekowej masy - kontynuuje wspomnienia pani Halina. - Ciasta musiały być równiutko pokrojone, pod sznurek, ale pierwsze kawałki były nierówne, odkrajano i ja je pałaszowałam. Kiedyś wszystko wykonywano ręcznie. Także ozdoby, róże, kwiatki, figurki. Przed wojną takie ozdoby robiło się przede wszystkim z marcepanu, ale po wojnie przyjechał do Torunia taki cukiernik zza Buga, i wszystkich, za pół litra, nauczył, jak wykonywać takie figurki z bardziej oszczędnej, cukrowej masy.
- Teraz wszyscy narzekają, ale przed wojną też nie było łatwo. Ludzie nie mieli pieniędzy na zachcianki. Niedaleko ratusza codziennie wystawali bezrobotni szukający dorywczego zajęcia. Przed wojną nie było lodówek, a my mieliśmy pierwszą. Z rzeźni od pana Jaugscha przywożono bryły lodu. Wsadzało się je do takiego pojemnika i on ochładzał wnętrze. Przez noc lód stopniał, woda spłynęła i taka to była lodówka - wspominała pani Halina Mrozowska, którą starsi czytelnicy może pamiętają, jak stała za kontuarem cukierni „Stefanka” przy Rynku Nowomiejskim, gdzie można był wpaść na coś słodkiego jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Prima i super

Wielkanoc nie może obyć się bez szynki i białej kiełbasy. Skoro tak, zapraszamy na ulicę Mickiewicza 113 do sklepu rzeźnickiego Leonarda Zagrabskiego
Pachnące szynki, salcesony, kilkanaście rodzajów kiełbas i obwieszone haki innymi wyrobami. Wszystko własnego wyrobu wyprodukowane na zapleczu sklepu. Miła i elegancko ubrana obsługa. Sklep reklamował się przed wojną jako „Największy skład na Bydgoskim Przedmieściu, specjalność sklepu: Prima szynka, salami i serwelatka”. (Serwelatka to wędlina podobna do salami).
Jednak największym mięsnym potentatem, i to nie tylko w skali Torunia, ale i Pomorza, byli bracia Jaugschowie.
Nestorem firmy był Adam Jaugsch, urodzony w 1850 r. w Sarnowej (obecnie dzielnica Rawicza). Jego ojciec, Wawrzyniec Jaxa-Jaxiewicz, brał udział w powstaniu styczniowym. Po jego upadku został zesłany na Syberię. Aby wrócić na ziemie polskie i zamieszkać na terenie zaboru pruskiego, musiał zmienić nazwisko na niemieckie. Już jako Jaugsch osiadł na Podgórzu (wówczas odrębnym mieście) i przy zbiegu dzisiejszej ulicy Poznańskiej z Hallera prowadził kuźnię.
Jego syn Adam zajmował się handlem nierogacizną. Pomagali mu w tym synowie: Stanisław (1879-1947), Artur (1882-1933) i Bernard (1888-1935) - dziadek naszej Czytelniczki i autorki Elżbiety Wykrzykowskiej.
Najstarszy z tej trójki, Stanisław, założył spółkę zajmująca się nie tylko handlem rogacizną, ale także produkcją i eksportem szynek, bekonów, wędlin. Jego wspólnikiem został brat Bernard,
W pobliżu miejskiej rzeźni przy Szosie Lubickiej (późniejszy Tormięs) wybudowali swoją przetwórnię. Z rzeźnią miejską byli powiązani interesami. Udzielali jej nawet pożyczki i w zamian korzystali z ubojni. Świadczyli sobie nawzajem różne usługi.

Bekony i szynki w daleki świat

W latach dwudziestych i trzydziestych minionego wieku Jaugschowie wybudowali nowe hale produkcyjne, unowocześnili zakład. Ich wyroby cieszyły się znakomitą renomą, zdobywały liczne nagrody na targach krajowych i międzynarodowych. Prowadzili eksport bekonów, szynek i konserw, m.in. do Austrii, Niemiec, Czechosłowacji Hiszpanii, USA i Anglii.
Bernard Jaugsch zmarł w 1935 roku, a że od dziewięciu lat był wdowcem, opiekę nad czwórką osieroconych, wówczas małoletnich dzieci, przejął jego brat Stanisław. Dziadek zamierzał każdemu z dzieci pozostawić kamienicę. Zdążył wybudować jedną, tę, w której przez wiele lat na Podgórzu mieścił się komisariat. Niemal bliźniaczą kamienicę, tylko jeszcze bardziej okazałą (z windą) przy ul. Bydgoskiej 54 postawił Stanisław. Jaugschowie wykupili też piękną willę z pruskiego muru przy skrzyżowaniu ulicy Bydgoskiej z ul. Konopnickiej, tę, gdzie każdego roku tak pięknie kwitną magnolie.
Wojna przerwała rozwój tej mięsnej firmy, o której dziejach opowiadała w naszym Albumie, Elżbieta Wykrzykowska, wnuczka Bernarda Jaugscha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska