Urzędnicy, policjanci, a nawet listonosze szukają psów, które atakowały bydło. Bezskutecznie.
O sprawie pisaliśmy ostatnio. Przypomnijmy, że do pierwszych ataków doszło na przełomie czerwca i lipca w jednym z gospodarstw.
Wałęsające się bezpańskie psy rozszarpały jednego z cielaków, a drugiego ciężko raniły. Tydzień później ludzie zauważyli trzy psy rozszarpujące beczące cielę. Spłoszone zwierzęta uciekły w kierunku Łączonka i zginęły w polu.
Pracownicy Urzędu Gminy z Brzuzego wystawili pułapkę, gdzie złapał się jeden z psów. Zwierzę trafiło pod obserwację weterynarza, żeby sprawdzić, czy nie choruje na wściekliznę. Co ciekawe, zachowanie zwierzęcia nie budzi niepokoju.
- Nie zachowuje się agresywnie i nie choruje na wściekliznę, ale nadal pozostaje pod obserwacją - mówi Kazimierz Czerwiński, który pilotuje problem watahy.
Okazuje się, że przynajmniej jedno ze zwierząt atakujących bydło w Ostrowitem miało właściciela. Tak przekonują przynajmniej ludzie, którzy od wielu dni tropią psy.
- Jeden z psów miał obrożę, więc prawdopodobnie i właściciela - wskazuje Kazimierz Czarnecki. - Zwierzęta zniknęły i przypuszczamy, że właściciele przestraszyli się całego zamieszania.
Dlatego pozostałych zwierząt szukają policjanci, urzędnicy, a nawet listonosze.
- Wszystkim przekazaliśmy rysopis psów. Jeżeli ktoś zauważy podobne zwierzę, przekażemy te informacje policji - mówi urzędnik. - Trwają poszukiwania i w przypadku ustalenia właściciela, ten poniesie odpowiedzialność za wyrządzone szkody.
Poszukiwania w Łączonku zakończyły się niepowodzeniem. W klatkę przeniesioną z Ostrowitego złapał się kundel z pobliskiego gospodarstwa zwabiony porcją świeżego mięsa. Agresywne zwierzęta dosłownie zapadły się pod ziemię.
- Moim zdaniem te psy nie mają właścicieli. Do podobnych ataków wcześniej dochodziło w Gulbinach - informuje nasz rozmówca, właściciel gospodarstwa. - Rozmawiałem z kilkoma ludźmi i z ich relacji wynika, że kiedyś ktoś wyrzucił sukę z samochodu. Oszczeniła się i teraz takim stadem polują.
A pies, który złapał się w klatkę zastawioną w miejscu ataków, podobnie jak w Łączonku nie jest sprawcą ataków.<!** reklama>
- To był zwykły kundel. Nie wyglądał na psa-zabójcę - ocenia nasz rozmówca.
Właściciele zaatakowanego gospodarstwa mogą liczyć na pomoc gminy. Prawdopodobnie skorzystają z ubezpieczenia samorządu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?