MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak umierał Chrystus

Redakcja
Rozmowa z prof. WŁADYSŁAWEM SINKIEWICZEM, specjalistą kardiologii, chorób wewnętrznych, kierownikiem Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 i II Katedry Kardiologii Collegium Medicum UMK.

Rozmowa z prof. WŁADYSŁAWEM SINKIEWICZEM, specjalistą kardiologii, chorób wewnętrznych, kierownikiem Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 i II Katedry Kardiologii Collegium Medicum UMK.

<!** Image 2 align=none alt="Image 187827" sub="[Fot. Radosław Sałaciński]">Jako pierwszy naukowiec w Polsce szczegółowo zbadał Pan przypadek śmierci Chrystusa. To bardzo trudny pacjent, zwłaszcza że nie dysponuje Pan wynikami badań...

To prawda. Miałem do dyspozycji cztery ewangelie, wyniki badań Całunu Turyńskiego, analizy naukowe zamieszczone w recenzowanej zachodniej, zresztą nielicznej literaturze naukowej i swoje wieloletnie doświadczenie ogólnomedyczne i kardiologiczne. Śmierć na krzyżu jest powszechnie uważana za jedną z najbardziej okrutnych śmierci, tymczasem w ikonografii tego horroru najczęściej nie widać.

<!** reklama>Nie opisuje się realistycznie tego ogromu niesamowitego cierpienia także w czasie kazań czy nabożeństw pasyjnych. Na wielu obrazach Jezus wcale nie wygląda na człowieka zbyt cierpiącego. Prezentowane są raczej niewielkie draśnięcia na Jego ciele, a na nich zaschnięte kropelki krwi. Znając istotę sprawy czułem się niekomfortowo z tymi łagodnymi wizerunkami, zarówno jako katolik, jak i lekarz. Dysponujemy przecież dzisiaj ogromną wiedzą medyczną i jesteśmy w stanie opisać szczegóły męki krzyżowej krok po kroku. Później pojawił się głośny film Mela Gibsona „Pasja” i chyba to on skłonił mnie do rozpoczęcia medycznego śledztwa męki Chrystusa.

Od czego Pan zaczął?

Od ustalenia, że umieranie Jezusa zaczęło się wiele godzin przed ukrzyżowaniem, a konkretnie w momencie modlitwy w Ogrójcu.

Wtedy na czole Jezusa pojawia się krwawy pot...

Właśnie. To zjawisko dość rzadko opisywane w literaturze medycznej. Krwawy pot w języku medycznym nazywa się haematidrosis. Pod wpływem silnych przeżyć psychicznych, ogromnego stresu i trwogi, naczynia krwionośne rozszerzają się, wysięka z nich krew, która przenika do sąsiadujących kanalików potowych, wydostając się na skórę. Pot zmieszany jest więc z krwią. Od pojmania w Ogrójcu zaczęła się więc straszna udręka, której wstępem było zdradzieckie pojmanie i brutalne przesłuchanie.

W czasie którego Chrystus był bity...

Czytamy, że był, m.in., policzkowany, ale w tamtych czasach nie było to uderzaniem kogoś otwartą dłonią w twarz! W ruch szły kije albo pałki trzcinowe. Dokładne ślady policzkowania znaleźć można na Całunie Turyńskim. Zawinięty w niego człowiek miał złamany nos, pęknięte łuki brwiowe, pękniętą żuchwę z wyrwanym częściowo ciałem, prawe oko całkowicie zmasakrowane z dużym krwiakiem pod oczodołem, co praktycznie uniemożliwiało widzenie.

Jezusowi nałożono na głowę koronę cierniową. Był to właściwie czepiec, wykonany na wzór mitry władców wschodnich, którego kolce głęboko przebijały skórę, dochodziły do okostnej i powodowały nieznośny ból o charakterze neuralgii nerwu trójdzielnego. Urazów od kolców mogło być ok. 50. A w sumie (wg Całunu Turyńskiego) wszystkich ran na ciele ofiary znaleziono ok. 700.

Jak przebiegało biczowanie?

Bicze były zakończone ołowianymi kulkami, haczykami albo wyjątkowo ostrymi kośćmi zwierzęcymi, które rozrywały ciało i naczynia, uszkadzały włókna nerwowe, penetrowały aż do kości. Nie każdy skazaniec tę torturę przeżywał, choćby z powodu wielkiej straty krwi, głębokich urazów ciała i bólu. Całun zawiera ślady 121 głębokich ran po biczowaniu. Jako lekarz nie mogę sobie wyobrazić, że człowiek tak zmasakrowany mógł iść z krzyżem na ramionach...

Krzyż ważył 150 kilogramów?

Jezus najprawdopodobniej niósł tylko jego poprzeczną belkę (po łacinie: patibulum). Nie byłby w stanie dźwignąć całego krzyża o przeciętnym ciężarze ok. 150 kilogramów, ale poprzeczna belka ważyła i tak niemało, bo około 50 kilogramów, co dla skatowanego skazańca było ciężarem ponad siły. Dlatego Jezus upadał, najczęściej na lewe kolano albo na twarz. Kolano zostało zniszczone i jest mało prawdopodobne, że skazaniec mógł sam iść, stąd bardzo realna była pomoc w niesieniu drzewca przez Szymona z Cyreny.

Proszę też pamiętać, że mówimy o gorącym klimacie tropikalnym, w którym temperatura powietrza dochodzi do 40 stopni Celsjusza. Jezusowi nikt nie podał od czwartkowego pojmania ani wody, ani pokarmu. Ludzi skazanych na ukrzyżowanie uważano przecież za zbrodniarzy, których trzeba szybko unicestwić.

Zanim jednak Jezus umarł, musiał przejść na miejsce kaźni. To daleko?

Niedaleko, około 650 metrów od pałacu Piłata, ale wcześniej Chrystus przebył dłuższą wędrówkę. Był prowadzony: „od Annasza do Kajfasza”. W piątek ganiano Go od Piłata do Heroda i z powrotem do siedziby Piłata. To dystans prawie 4 kilometrów, ale mówimy o człowieku ciągniętym za powróz, szarpanym, bitym, skrwawionym. Oceniam, że Jezus już wówczas mógł być w stanie krytycznym.

Zbliżamy się do momentu ukrzyżowania...

Skazaniec był rzucany na ziemię, rozkładano mu ramiona nieraz tak bardzo, że mogły zostać wyrwane ze stawów. Ręce na wysokości nadgarstków przybijano do krzyża. Gwoździe, przypominające kształtem dzisiejsze gwoździe do podkładów kolejowych, miały długość do 18 centymetrów. Wbijano je pomiędzy kość promieniową a kości nadgarstka lub pomiędzy same kości nadgarstka.

Mogły miażdżyć nerw pośrodkowy, co powodowało ból obu ramion, porażenie części kończyny i przykurcze niedokrwienne. Z kolei, aby skutecznie przymocować stopy, nogi musiały być zgięte w kolanach, a stopy bocznie zgięte. U Jezusa, według śladów na całunie, spowodowało to zwichnięcie prawej stopy. Nerw strzałkowy i gałązki nerwu podeszwowego ulegały urazom, co powodowało ból trudny dzisiaj do opanowania nawet środkami narkotycznymi. Wreszcie oddychanie.

Ciężar ciągnący ciało w dół, wymuszał ułożenie mięśni międzyżebrowych w pozycji wdechowej i uniemożliwiał bierny wydech. Wydychać mógł skazaniec tylko przeponą, było to więc wydychanie płytkie, niewydolne, z szybko rozwijającą się kwasicą oddechową. Aby zaczerpnąć powietrza, ofiara unosiła się na stopach i prostowała kolana. Przebite stopy i nadgarstki rwały z bólu, poranione plecy ocierały się o surowe drewno. Wreszcie rozwijające się tężcowe skurcze mięśniowe powodowały, że oddychanie stawało się już niemożliwe...

Czy przyczyną śmierci Nazarejczyka było więc uduszenie?

Jezus skonał po głośnym okrzyku. Najprostsza interpretacja źródła tego okrzyku może wskazywać na pęknięcie lewej komory serca z wylaniem się krwi do worka osierdziowego i wtórną tamponadą serca, chociaż w pierwszych godzinach zawału rzadko dochodzi do tego powikłania. Wstrząs z utraty płynów i krwi, znaczne urazy ciała, wielkie cierpienie fizyczne, mogły też być przyczyną rozsianego krzepnięcia wewnątrznaczyniowego i wtórnego zawału serca.

W mechanizmie zgonu należy również uwzględnić toksyczny wpływ na serce wysokich stężeń katecholamin, uwalnianych w wyniku nadmiernie silnych doznań fizycznych i emocji, uszkadzających mięsień lewej komory serca z finalnym obrzękiem płuc, wstrząsem kardiogennym, czy śmiertelnymi arytmiami z migotaniem komór włącznie. Każdy z tych wymienionych objawów mógł być przyczyną zgonu.

Po przebiciu boku Jezusa wypłynęły krew i woda. Chrześcijanie rozumieją to jako symbol, a co na to medycyna?

Słowo woda mogło odpowiadać surowiczemu płynowi z opłucnej lub z worka osierdziowego. Źródłem wypływającej krwi mogły zaś być jamy prawej komory serca lub worek osierdziowy. Należy rozważyć także obecność płynu krwistego w jamie opłucnej, pochodzącego z uszkodzenia klatki piersiowej przez uderzenia zadawane kijami i przez biczowanie.

Jak długo Jezus umierał?

Przypuszczamy, że konał od trzech do sześciu godzin. Nie połamano mu nóg ze względu na wczesny zgon. Przypieczętowaniem jego śmierci było zaś wspomniane już przebicie, zgodnie z rzymskim zwyczajem, prawego boku.

Po śmierci zawinięto Go w płótna...

W lniany całun. Płótno jest kliszą fotograficzną przodu i tyłu ciała ofiary, powstałą, jak się przypuszcza, od wybuchu tajemniczej energii od wewnątrz, w wyniku przypalenia powierzchni włókien całunu. Wielu wątków tego niezwykłego świadectwa nie jesteśmy w stanie, mimo tak wysoko rozwiniętej nauki, zrozumieć i opisać.

Całun Turyński jest niepokojącym wyzwaniem dla nauki, dysponującej coraz bardziej rozwiniętą techniką, na poziomie atomowym i kosmicznym. Prawda jest jednak taka, że im nowsze stosuje się techniki badań, tym więcej przybywa dowodów, że całun to grobowe płótno ciała Jezusa. Chrześcijanie zaś głęboko wierzą, że tkanina zapamiętała zmartwychwstanie Chrystusa.


Teczka osobowa

Profesor od serca

Profesor dr hab. n. med. Władysław Sinkiewicz jest bydgoszczaninem. Urodził się 2 października 1946 r. Na studia medyczne wyjechał do Gdańska.

Jest specjalistą w zakresie chorób serca, członkiem Polskiego Towarzystwa Kariologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego. Przed objęciem funkcji kierownika II Katedry Kardiologii był kierownikiem Katedry i Zakładu Klinicznych Podstaw Fizjoterapii na Wydziale Nauk o Zdrowiu.

Ma żonę Annę (specjalista foniatra, audiolog laryngolog, kierownik Zakładu Foniatrii i Rehabilitacji Głosu w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2) i córkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska