Rozmowa z MICHAŁEM SŁOMĄ, wioślarzem AZS UMK Energa, reprezentantem Polski w nadchodzących igrzyskach w Londynie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 190448" sub="Michał Słoma (na zdjęciu z żoną Dorotą podczas pobytu w Jerozolimie): - Marzą mi się Hawaje... [Fot. archiwum]">W Pana przypadku podróże związane są pewnie z wioślarstwem...
Tak, zawody i zgrupowania bardzo często odbywają się za granicą. Wiadomo, że na zawodach zwiedzamy wyłącznie tor, choć staramy się znaleźć takie popołudnie przed startami, żeby nie myśleć wyłącznie o sporcie. Wtedy zdarzają się chwile na zwiedzanie.
Które miejsce utkwiło Panu w pamięci najbardziej?
Japonia, kraj tak bardzo odmienny od naszego - inna mentalność, przyzwyczajenia i priorytety, nie mówiąc już o krajobrazie i klimacie. Oprócz tego Szwajcaria. Byłem w Lucernie i Genewie. To ostatnie miasto to przede wszystkim banki, za to Lucerna jest naprawdę śliczna, wielokulturowa i do tego od kilku dni dobrze mi się kojarzy pod względem sportowym. Śliczne miejsce położone między górami, na których zalega jeszcze śnieg, z bardzo czystym jeziorem, z alpejskim klimatem i niezniszczoną od setek lat architekturą.<!** reklama>
Zdarza się Panu oglądać te miejsca z trochę innej perspektywy, z łodzi?
Po raz kolejny przywołam Lucernę - tam nad jeziorem rozpościerają się wzgórza z pastwiskami, na których wypasane są krowy z charakterystycznymi dzwonkami na szyi. Byłem też kiedyś na zawodach w Henley. To królewskie regaty, podczas których na całym dystansie na brzegu siedzą ludzie w kapeluszach z postawionymi obok koszami piknikowymi. Piją szampana i kibicują. Obok, na granicy toru płyną inni kibice w małych łódeczkach, można ich prawie dotknąć. Widać po tym, że Anglia to kolebka wioślarstwa.
Sportowcy zwykle opowiadają, że ich wyjazdy to niemal wyłącznie praca.
I nic w tym dziwnego. Sam w tym roku byłem po raz jedenasty na zgrupowaniu w Portugalii. Trenuje się tam przyjemnie, bo jest ciepło, ale wszystko może się znudzić. To prawda, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. To sformułowanie sportowiec rozumie doskonale, spędzając dwieście dni w roku poza domem. Pierwszy, drugi, trzeci dzień cieszę się na zmianę miejsca, ale później jestem tak zmęczony treningami, że czas spędzam w pokoju hotelowym, nie ma czasu na zwiedzanie, nie mówiąc już o jakichś imprezach i rozrywkach.
Jak żona reaguje na taki tryb życia?
Jest jej ciężko. Niełatwo jej samej wychowywać dziecko, zajmować się domem i do tego pracować. Decyzja o karierze sportowej była wspólna. Po kolejnych sezonach rozmawiamy i dyskutujemy, czy będę to robił dalej, czy jest sens. W ubiegłym roku postanowiliśmy spróbować i opłaciło się. Mam w żonie duże wsparcie, bez niej by się nie udało.
Macie jakieś wymarzone wakacje?
Od kilku lat nigdzie nie byliśmy, ale - jeśli się uda - to może Turcja albo Barcelona, a może zwiedzanie Polski. Chcę, żeby Dorota zdecydowała. Marzą mi się Hawaje, ale żeby tam pojechać, musiałbym chyba w Londynie zdobyć złoty medal.
Trzymamy kciuki. Angielska pogoda Panu odpowiada?
Startowałem tam dwa razy, z dobrymi wynikami. Jeśli tendencja by się utrzymała, to wychodziłoby, że zajmę teraz trzecie miejsce. Wspomnienia z Londynu mam dobre i oby takimi pozostały. Na pewno medalu nie przyćmi nawet najgorszy londyński deszcz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?