Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Parostatkiem w piękny rejs. Kiedyś to się pływało do Ciechocinka [Album Rodzinny]

Roman Such
Czasy, kiedy parostatkiem pływało się do ciechocińskiego kurortu, niestety, dawno minęły. Czyżby bezpowrotnie?
Czasy, kiedy parostatkiem pływało się do ciechocińskiego kurortu, niestety, dawno minęły. Czyżby bezpowrotnie? Fot. ze zbiorów H. Malczyńskiej-Baran
W wyprawie do słynącego na cały świat ciechocińskiego uzdrowiska z fotograficznym aparatem towarzyszy nam Stefan Szostkiewicz.

W latach międzywojennych Stefan Szostkiewicz był zawodowym fotografem 4. Pułku Lotniczego w Toruniu. Jego zdjęcia z wojskowych wydarzeń i uroczystości wielokrotnie prezentowaliśmy w naszym albumie, a wśród nich rewelacyjne z pracy międzynarodowej komisji wytyczającej w terenie granicę polsko-radziecką po traktacie ryskim z 1920 roku.

Dzisiaj dla odmiany prezentujemy prywatne zdjęcia z wycieczki statkiem do Ciechocinka. Niektóre z nich, wklejone do rodzinnego albumu, zostały podpisane przez pana Stefana.

W latach międzywojennych, bez większych kłopotów, rzecznym statkiem można było popłynąć do ciechocińskiego kurortu, ba - nawet do Warszawy czy Gdańska. Działała regularna komunikacja rzeczna, pasażerska i towarowa, z której na co dzień bardzo często korzystali wojskowi, przenoszeni z Torunia do innych garnizonów. Transport ich dobytku statkami był znacznie tańszy i pewniejszy niż przewóz koleją czy samochodami.

W zasadzie trudno wytłumaczyć, dlaczego Wisła pod względem transportowym stała się martwą rzeką. Przed wojną była uregulowana w podobnie niewielkim stopniu jak obecnie, na odcinku przynajmniej do Ciechocinka nie zmieniła się także jej głębokość. Ale wody było w niej więcej. Na pocieszenie pozostały nam dzisiaj przejażdżki statkiem między mostami. Ale to tylko namiastka prawdziwej rzecznej podróży.

Czas letniej kanikuły

Ale nie narzekajmy. W lipcu 1930 roku nasz kolega po piórze, dziennikarz „Słowa Pomorskiego”, pisał o sennym Toruniu znużonym letnią kanikułą:

- Na sennych wodach Wisły śpią berlinki przygwożdżone towarem brzemiennych cielsk w słodkie (cukrowe) bądź mączne ładunki. Sennie porusza się na powierzchni wody Wikcia (popularny w Toruniu stateczek rzeczny - dop.red), od niechcenia, jakby z łaski to przyjmując, to wyrzucając na swój pokład sennych pasażerów. Drzemkę sobie ucina krzywa wieża, pochyliwszy ku wschodowi swoją sędziwą głowę.

Polecamy

Kto tylko mógł, jak mógł i dokąd mógł wyjechał porzucając duszne mury miasta, na świeży „luft”, nad morze lub w góry. Większość obywateli może tylko marzyć o takim rozjechaniu się i co najmniej przy świętach lub przy niedzieli rozjeżdża się do Barbarki, do Cierpic i do Suchatówki. Okolice Torunia mają wszelkie dane, by stać się wspaniałymi letniskami. Szkoda tylko, że brak jest jakiejś energicznej głowy, silnej ręki, a przede wszystkim, zdaje się, pełnej kieszeni, która by w tych miejscowościach zaprowadziła urządzenia kulturalne.

Ale i te nie będą potrzebne, jeśli w Polsce miałyby się zaszczepić tak rozpowszechniony w Niemczech i w Anglii zwyczaj wyjazdów z całą rodziną na „weekendy” (zakończenie tygodnia). Dużo zapewne wody upłynie zanim w Polsce każdy przeciętny obywatel (nie minister i niekoniecznie senator) będzie mógł mieć własny samochód, specjalnie do weekendów przystosowany: w sobotę po południu pakuje tatuś cały swój dwunogi żywy inwentarz (teściową zostawia do pilnowania domu) do samochodu i jedzie do lasu. Tam rozbija się namioty - o ile nie ma specjalnej przyczepki, małego domku na kółkach - i spędza się wśród rozkoszy leśnego bytowania czas aż do niedzieli wieczorem.

O nie! Zapewne jeszcze nieprędko będzie mógł sobie na to pozwolić szeroki ogół, a ta nieliczna garstka posiadających własne lub „reprezentacyjne” Packardy i Cadillaci woli, dając upust swoim snobistycznym upodobaniom, jeździć do Biarritz, Haicabij lub innych Nicei - tak przed równo 80 laty ubolewał nasz kolega po piórze. Marzenia stały się faktem, a nawet przerosły wyobraźnię. Teraz raczej szukamy odpoczynku od motoryzacji.

W słońcu i wśród róż

I jeszcze krótki spacerek po Ciechocinku: - Dochodząc do tężni mijaliśmy ogródek jordanowski dla dzieci - wspominał swego czasu na naszych łamach Janusz Jurewicz, zapamiętany z dyrektorowania nieistniejącymi już Zakładami Graficznymi w Toruniu - gdzie rodzice zostawiali swoje pociechy, aby sami mogli zażywać dobrodziejstw kąpieli i solankowych biczów. Pamiętam, że na basenie organizowano zawody pływackie, a startowali w nich m.in. mistrz stylu dowolnego Kazimierz Bocheński oraz słynna czeska lekkoatletka Jarmila Kratochwilowa. Nie chodziło o wyniki czy rekordy, gdyż solanka uniemożliwiała ich zdobywanie, ale o sympatyczną sjestę z dobrodziejstwem wody i słońca. Może przesadzam, ale w tamtych czasach basen dla Ciechocinka był tym samym, czym wieża Eiffla dla Paryża. W lokalu obok popularnego Grzyba w sezonie popołudniami przygrywały orkiestry Petersburskiego i Golda. Pamiętam jeszcze modny wówczas refren „Ciechocinek pełen słońca i róż - Greta Garbo i już.”

Chociaż Grety Garbo obecnie nikt specjalnie nie przypomina, to Ciechocinek pozostał Ciechocinkiem.

Zobacz też:

NowosciTorun

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska